Dziękuje wam za komentarze!
[spoiler]
Madison wydaje mi się bardzo sympatyczną dziewczyną Na miejscu Waltera bym planował przyszłość właśnie z nią, ale to jego zmartwienie
Tylko, że Walter nie jest kimś kto planuje taką przyszłość ;p
Zaraz. Walter i Eliese są parą? To w takim razie Walter ma kochankę i dziecko z nią?
Wyjaśniałam to już na sb, ale gdyby ktoś jeszcze miał jakieś wątpliwości. Walter i Elise grają parę, na potrzeby ucieczki
Zacznę od tego, że simowie są bardzo ładni.
Dzięki! To nie łatwa robota zrobić wyjściowego sima, gdy twój CAS tnie się i zamula. Czasami zajmuje mi 40 minut zrobienie samego sima
Myślę, że ucieczka byłaby złym pomysłem - jeżeli mimo tylu starań, ktoś odnalazł Elise i Waltera, raczej zmiana miejsca zamieszkania nie zapewniłaby im ochrony.
Zgadzam się z tobą, to byłoby chwilowe rozwiązanie. Natomiast Elise była w takim szoku, że nie myślała trzeźwo.
Spoko historia, chociaż generalnie wolę takie pisane bardziej humorystycznie
Pisanie humorystycznych historii jest o wiele cięższe, dlatego na razie zostawiam to starym wyjadaczom, którzy faktycznie potrafią rozśmieszyć czytelników
Przyznam, że zaczęłam czytać głównie dla ładnych obrazków, bo lubię maxis match :v
Ładne obrazki? SERIO? Awww
Najpierw piszesz, że Madison jest infantylna i "odcięta od prawdziwego świata" - zrozumiałam że chodziło ci że często buja w obłokach i nie interesuje się przyziemnymi sprawami, bo woli snuć jakieś teorie na temat fantastycznych światów, czy coś w tym stylu- a później wychodzi, że ma jak najbardziej przyziemne i "nudne" zmartwienia, to się nawzajem wyklucza
Plus piła wodę zamiast alko będąc w ciąży, to raczej infantylna nie jest?
Infantylna - chodzi o to, że nie interesuje się poważnymi sprawami, ma zmartwienia, ale banalne. W czasie gdy Walter ucieka i mierzy się z mafią ona rozpacza nad błahostkami. Co do picia alko w ciąży - gdyby piła byłaby nie tyle infantylna co głupia, powiedziałabym że więcej. Tylko pusta lala narażałaby życie swojego dziecka.
[/spoiler]
Tymczasem prezentuje kolejny odcinek. Nie było łatwo, bo podczas robienia zdjęć moje simsy scrashowały się dwa razy
CZĘŚĆ DRUGA
Następnego dnia Walter obudził się z przeraźliwym bólem głowy. Wszystko go bolało, a w ustach miał nieprzyjemne uczucie słuchości. Otworzył lekko oczy i zerknął na zegar, było już południe.
Mój boże, co ja wczoraj robiłem?, pomyślał. Spojrzał na swoje brudne ubranie, które leżało w kącie, a w lustrze ujrzał podkrążone oczy. Wyglądał jak wrak człowieka, jak ktoś kto nie radzi sobie z życiem. Taki wygląd zarezerwowany był dla tych, którzy swoje problemy zapominali stopniowo wraz z wzrostem alkoholu we krwi. Z trudem udało mu się usiąść na łóżku, czuł lekkie mdłości, które były dla niego normalne, kiedy miał kaca.
Właśnie wtedy zaczął sobie przypominać poprzedni wieczór. W jego głowie zaczęły pojawiać się obrazy. Najpierw było okropne pudełko z dziwną kartką w środku i przerażającą wiadomością napisaną na niej. Popsuło mu to humor i sprawiło że zaczął kwestionować wszystko co wiedział do tej pory, ale to nie dlatego wczoraj skończył w tak żałosny sposób. Przed oczami pojawiła mu się Madison, ubrana w uroczą sukienkę, siedząca w najromantyczniejszym miejscu jakim kiedykolwiek był. Pijąca wodę i z lekkim uśmiechem, pełnym wątpliwości i strachu, oznajmiająca mu, że będzie ojcem. Wszystkie emocje z wczoraj wróciły. Szok, niedowierzanie, złość, która przerodziła się w wściekłość. Kłótnia z matką jego nienarodzonego dziecka, mnóstwo niepotrzebnych słów, które padło z jego ust. Jego samoocena spadła na najniższy poziom, zastanawiał się jak mógł powiedzieć jej tyle przykrych rzeczy? Poczuł dziwny skurcz w okolicach brzucha i czym prędzej pobiegł do toalety. Zwrócił wszystko co miał w żołądku. Wyglądał jak cień człowieka, śmierdziało mu z ust, miał przekrwione oczy i brudne ręce. Oparł się leniwie o zimne kafelki w łazience i przypomniał sobie resztę wieczoru.
Kieliszek wódki, potem kolejny i jeszcze jeden. Ostatnie co pamiętał to śliczna kelnerka przynosząca mu następne zamówienie.
Zrezygnowany wczołgał się pod prysznic, by przy pomocy zimnej wody zmyć z siebie cały wstyd.
Tymczasem w salonie atmosfera nie była lepsza. Emily, która spędziła przed komputerem kilka długich godzin, szukając luki, słabego punktu ich idealnego planu, siedziała na fotelu zła na siebie, ponieważ nic nie udało jej się znaleźć.
- Być może jestem za głupia – mówiła pod nosem – ale przysięgam, że plan i jego wykonanie było perfekcyjne! Ten kto was znalazł musi być niesamowity – dodała.
- Wręcz wspaniały – rzuciła kąśliwie Elise.
Wczoraj wieczorem blondynka krok po kroku sprawdziła wszystkie dane, zabezpieczenia i hasła. Oczywiście była bardzo młoda i nie miała sporego doświadczenia, ale to był
jej system. Ona go stworzyła i była pewna, że gdyby coś wyglądało podejrzanie to od razu by to zauważyła. Ostatnia noc spędzona przy dzbanku kawy i milionie informatycznych bzdur, które tylko ona rozumiała, mocno podkopała jej pewność siebie, ale Emily wierzyła, że to nie przez nią odnaleziono Elise.
- Dołujecie mnie – mówiąc to podniosła się i wyszła do ogrodu.
Czuła, że zarówno Alexander i jej przyjaciółka mają jej to wszystko za złe. Przez nią tkwili w tym samym, martwym punkcie. Położyła się na trawie i spojrzała w niebo. Przypomniała sobie swoją złotą erę. Czasy, w których rozwijała swoje umiejętności pod skrzydłami Arthura O’Della. Pamiętała fantastyczne uczucie bycia najlepszą. Tęskniła za dniami, w których wszystko było prostsze. Wystarczyło, że siadała przy komputerze i zaczynała czuć się jak pani świata. Potrafiła naprawdę dużo, chociaż wiele brakowało jej do perfekcji. Była tak młoda, wszystkie drzwi stały przed nią otworem. Lubiła swoje życie, ale brakowało jej tej wolności. Zalała ją fala wspaniałych wspomnień. Zamknęła oczy i w myślach przeniosła się kilka lat wstecz.
***
Po kilku minutach wylegiwania się, obserwowania chmur i odtwarzania w pamięci wspaniałych momentów z przeszłości, do ogrodu wbiegła szczęśliwa Elise, usiadła obok Emily i zaczęła swój monolog, zakańczając przy tym jej przyjemne bujanie w obłokach.
- Obie jesteśmy takie głupie! – mówiła podekscytowana. – To wcale nie jest adres, ani żaden hacker. To zaszyfrowana wiadomość – ciągnęła. Blondynka wpatrywała się w nią jak zaczarowana, bo to znaczyło, że miała racje i niczego nie przeoczyła.
– Pamiętasz ostatnią kochankę mojego ojca?
Emily przypomniała sobie cały wianuszek kobiet, którymi otaczał się stary O’Dell po śmierci Marjorie, matki Elise.
- Większość z nich to młode, naiwne dziewczyny… Pamiętam – odpowiedziała.
Zmarszczyła brwi i z niecierpliwością czekała na dalszy ciąg historii. Tak naprawdę nie wiedziała co życie miłosne Arthura ma wspólnego z tą wiadomością, ale wierzyła, że w końcu na coś trafiły.
- Nie wszystkie były młode i naiwne. Santana Delfino, pochodząca z Stoneciras była zupełnie inna, to ona zauroczyła mojego ojca na tyle, by się jej oświadczył.
- Santana Del… San De La Stone! – oświeciło ją, niemal pisnęła z podekscytowania . – Jesteś genialna – dodała z ogromnym uśmiechem na twarzy. Była przeszczęśliwa, w końcu udało im się na coś trafić, i to nie na byle co. Okazało się, że rozwiązanie tej zagadki było prostsze niż myśleli.
Niezbyt wyrafinowana intryga, pomyślała Emily.
- Myślisz, że uciekła razem z twoim ojcem w stronę zachodzącego słońca? Banał – mruknęła.
- Nie, ale myślę, że ona musi coś wiedzieć… Znów muszę prosić Cię o pomoc, sprawdź gdzie możemy znaleźć Santanę i co oznacza ta dziewiątka, a ja zaparzę Ci kolejną kawę – uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki i ruszyła w stronę kuchni. Tymczasem szczęśliwa Emily pognała w stronę swojego laptopa, zadowolona z tego, że wie czego ma szukać i że nie będzie już błądzić po omacku. Jej pewność siebie wróciła na miejsce i z radością zaczęła poszukiwania Santany Delfino, osławionej kochanki Arthura.
***
Tymczasem Elise stała w kuchni i parzyła kawę w czajniku, który dawniej stał w kuchni jej rodzinnego domu. Z tamtego miejsca zabrała prawie wszystko, chociaż większość rzeczy była poupychana w starych pudłach na strychu. Cały dom tętnił życiem, w każdym pomieszczeniu było pełno ludzi, i chociaż Elise zazwyczaj wolała samotność, teraz cieszyła się zatłoczonym mieszkaniem. W salonie siedziała podekscytowana Emily, a jej mąż Alexander właśnie wychodził na spacer z małą Frankie i Barneyem.
Ten widok niesamowicie ją cieszył, gdyby tylko mogła poprosiłaby ich by zostali na stałe. Piękny obrazek został popsuty przez wchodzącego, ledwo żywego Waltera. Czuć było od niego tanią wódkę, stał w samych bokserkach i zachowywał się jak tchórzliwy pies. Za wszelką cenę unikał spojrzenia Elise, która przyglądała mu się badawczo. Była zła na niego, że zostawił ją wczoraj samą i wyszedł z domu by się napić. Nie potrafiła tego zrozumieć, rozmyślała czy Walter miał jakiś powód by to robić, ale nic nie przyszło jej do głowy. Ten mężczyzna przechodził w życiu o wiele cięższe chwile. Został postrzelony, raz był nawet torturowany. Poza tym sam robił takie rzeczy, był świadkiem okropnych scen. W takim razie co go do tego popchnęło?
- Ciebie też miło widzieć – odezwała się Elise i czekała na wyjaśnienia.
- Taaa – spojrzał na nią spod oka i czym prędzej ruszył do pokoju.
Dziewczyna usłyszała jedynie dźwięk przekręcanych kluczy w drzwiach od sypialni. To wszystko zaczynało ją coraz bardziej zastanawiać. Postanowiła, że pogada ze swoim przyjacielem później. Znała go na tyle, by wiedzieć, że Walter potrzebuje przede wszystkim spokoju, a dopiero później rozmowy.
Wzięła przygotowaną kawę i poszła sprawdzić jak idzie Emily. Okazało się, że blondynka jest bardzo sprytna i znalezienie Santany zajęło jej chwilę. Kobieta mieszkała niedaleko Beetle Creek, razem ze swoją córką i synem. Wszystko wyglądało tak, jakby po śmierci Arthura wróciła do normalności. Miała dobrą pracę, jej dzieci chodziły do prywatnej szkoły, a dom w centrum miasta świadczyło o tym, że ojciec Elise zostawił jej w spadku pokaźną sumę pieniędzy.
Emily doskonale wiedziała co przyszło do głowy jej przyjaciółce. Spojrzała na nią błagalnymi oczami, jednak to nie robiło na niej wrażenia.
- Wiem, wiem, spałaś tylko trzy godziny, poza tym od wczoraj nie spędziłaś nawet minuty z Frankie, a poza tym nie lubisz podróżować, wiem – westchnęła Elise. Tak naprawdę chodziło tylko o to, że Emily nie miała zaufania do samochodów i nie lubiła spędzać kilku godzin w tej puszce. Jednak po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że dzięki tej podróży znowu poczuje się wolna. Zostawi męża i córkę, ale niedługo wróci. Przecież to nie tak, że ucieka, po prostu pomaga bliskiej osobie. Alexander na pewno to zrozumie. Poczuła jak zalewa ją przyjemna fala ciepła, była niesamowicie podekscytowana.
- Racja, ale jestem dobrą przyjaciółką i z tobą pojadę. Daj mi tylko chwilę – uśmiechnęła się szelmowsko i czym prędzej pobiegła po swoją torbę. Przed wyjściem zdążyła zostawić wiadomość dla swojego męża, na małej karteczce napisała mu, że pojechała z Elise do Santany i wróci wieczorem. Z radością zamknęła za sobą drzwi i skierowała się w stronę samochodu.
***
Jazda do miasta trwała dwie godziny, podczas których zachowywały się ja dwie nastolatki. Elise zauważyła, że jej towarzyszka wcale nie jest zmęczona, wręcz przeciwnie – rozpierała ją energia. Emily śpiewała przez cały czas, opowiadała dowcipy, a na światłach pokazywała język ludziom w samochodach obok. Elise od dawna nie widziała jej tak szczęśliwej, sama zresztą też bawiła się dobrze przez całą drogę.
Kiedy wysiadły z samochodu ich oczom ukazała się elegancka posiadłość, w której mieszkała Santana. Budynek robił wrażenie, z przodu miał wielkie okna, które odbierały nieco prywatności, jednocześnie sprawiając, że każdy kto obok niego przechodził przyglądał mu się z zapartym tchem. Był zadbany, a wokół niego rosły piękne rośliny. Atmosfera zabawy, która towarzyszyła im przez całą podróż, momentalnie prysła. Obu dziewczynom serce zaczęło bić jak oszalałe, nie wiedziały czego się spodziewać. Co powie im ta kobieta? Czy w ogóle wie coś na temat prezentu?
Raz kozie śmierć, pomyślała Elise i zadzwoniła dzwonkiem. Po kilku sekundach w drzwiach ujrzały narzeczoną Arthura. Miała na sobie ubranie, które musiało kosztować fortunę, jej kruczoczarne włosy były zaczesane do tyłu i upięte w staranny kok. Na jej twarzy pojawiło się kilka nowych zmarszczek, jednak nadal wyglądała pięknie. Zmierzyła je wzrokiem i zaczęła mówić.
- Nie spodziewałam się was tak szybko, ale cieszę się, że w końcu będziemy miały to za sobą. Wejdźcie do środka – powiedziała i gestem zaprosiła je do środka.
Prowadziła przyjaciółki przez dom, aż do tylnego wyjścia. Wtedy obu kobietom ukazało się wspaniałe patio, które zapierało dech w piersiach.
Chłonęły wzrokiem wszystko co się dało, nigdy nie widziały tak pięknego ogrodu. Santana wskazała im dwa miejsca przy szklanym stole, obie zajęły miejsce i czekały z niecierpliwością co im powie.
- To ja wysłałam tę paczkę. Na życzenie twojego ojca – zaczęła, a Elise poczuła, że zaraz zacznie się jej kręcić w głowie. – Arthur wcale nie umarł w tym wybuchu, właściwie dziwi mnie to, że tak łatwo w to uwierzyłaś. Twój ojciec jest zbyt cwany, by zginąć w taki sposób, myślałam, że o tym wiesz – przeszyła brunetkę wzrokiem. – Cały rok spędził na budowaniu swojej, jak to ja lubię nazywać, armii. Teraz przyszła pora, gdy potrzebuje twojej pomocy. Twojej, Waltera i Emily. I ma ogromną nadzieję, że go nie zawiedziecie.
Koniec, dziękuję i zarazem podziwiam wszystkich, którzy dobrnęli do końca.