Galcia – Właściwie, postanowiłam wyjaśnić co Agata zobaczyła w Kacprze, będzie to za jakieś pięć rozdziałów
Cóż, wszystkie są beznadziejne xD Choć Helena przynajmniej się przejmuje swoimi dziećmi, to już coś
No tak, Marzanna natychmiast zmieniłaby tę zasadę Niestety dla Helenki jej nie urodziła się taka wojownicza córka tylko… Kacperek xD
Ignacy chyba pomyślał podobnie
Lion – Lotta myślała o zemście przez wiele lat. Zapewne dlatego była do tego zdolna.
Co do szczęścia Aleksa i Charlotte… za dwa odcinki stanie się coś ciekawego
Więcej o relacjach Agata – siostry za trzy odcinki
Tego chyba nie wie nawet sama Helena xD Może ma nadzieję na cud, który zrobi z jej syna super prezesa?
Czy będzie kruczek prawny? Zobaczymy Powiem tylko, że stanie się coś nieoczekiwanego i będzie to miało kiedyś wpływ na to kto będzie prezesem
Simwood – Myślę, że z Wandą faktycznie by się dogadali. Razem mogliby niszczyć życie sąsiadom
Takie „Julie” są między innymi powodem dla którego Malcolm się nigdy nie ożenił
Przynajmniej później naprawiła to małżeństwo Ale fakt, była zła.
Aga dopiero będzie robić cyrki, dowiesz się za trzy odcinki
Przy okazji w tym odcinku pojawią się pewni bohaterowie za którymi tęskniłeś
Lenna – Przynajmniej zwróciły na nią uwagę
Relacje między siostrami są trudne, ale może coś z tego będzie
Gdyby teraz mieli zostać parą… to byłaby dopiero dziwna sytuacja, za parę odcinków powiem czemu
Jak widać nie chcą sobie dać spokoju
W dzisiejszym odcinku wrócimy do naszej głównej rodziny.
Myślę, że Tiana wystarczająco długo była w ciąży. Czas zobaczyć nowego członka rodziny Swan!
Zapraszam
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Następne pokolenie.
Podczas gdy w domu Landgraab rodzina szukała uciekających nastolatków, Naveen miał własne problemy. Tiana mimo jego przeprosin, wciąż się do niego nie odzywała
(a o wspólnym „Edukowania dzieci” w ramach przedmiotu „Wychowanie do życia w rodzinie” mógł co najwyżej pomarzyć) Mężczyzna wpadł więc na świetny pomysł.
Dlaczego by nie zorganizować dla ukochanej Baby shower? Zaprosić przyjaciół, kupić prezent dla dzidziusia. Tiana wciąż mu powtarzała jak żałuje, iż nie zorganizowali takiego przyjęcia, gdy miał się urodzić Diablo.
Jak powiedział, tak zrobił.
Wtajemniczył w swój plan teściową, która zgodziła się zrobić przekąski dla gości, a sam Naveen zaczął dzwonić po znajomych zapraszając ich.
Następnego dnia goście zjawili się o umówionej godzinie, czyli jakąś godzinę przed przybyciem Tiany z pracy (Tak, mimo ciąży Tiana nie wzięła urlopu)
Gdy tylko kobieta przekroczyła próg domu usłyszała głośne: Niespodzianka!
Ucieszyła się… i to aż za bardzo. Akcja porodowa nagle się zaczęła, a kobieta wraz z przerażonym Naveen’em wylądowali w szpitalu…
Tiana poszła się zarejestrować, tymczasem Naveen stał z boku próbując dodać (sobie) jej otuchy.
- Spoko, idziemy rodzić dziecko… nic wielkiego!
- Czy pani mąż dobrze się czuje? Może podać mu coś na uspokojenie? – spytała pani w rejestracji z troską, na co Tiana tylko machnęła lekceważąco ręką.
- Ten pan? Przepraszam, nie znam go…
Ostatecznie okazało się, iż w tej chwili nie ma miejsc na sali porodowej, dlatego Tiana musiała czekać w kolejce. Ponieważ Naveen stresował się tak jakoby to on zaraz miał zacząć rodzić. Postanowił (Tak jak jego poprzednicy, mąż Snow white - Olivier i mąż Cinderelli – Chad) pójść do pobliskiego bufetu i kupić sobie coś do jedzenia podczas gdy żona wyda na świat ich potomka.
W tym czasie Tiana stała w kolejce i coraz bardziej sama zaczęła się denerwować.
- Spokojnie Tiana, już to robiłaś. Nie myśl o tym, że ostatnim razem był to największy ból jaki czułaś do tej pory. Wszystko będzie okej! – pocieszała się.
W końcu miejsce na Sali zwolniło się i Tiana została przyjęta.
„No dobra… to czas zacząć rodzić!” – pomyślała.
Chwilę później do pomieszczenia wpadł Naveen na którym wcześniej Tiana w końcu wymogła obietnicę, że będzie przy niej podczas porodu.
Ponieważ nie był jednak wstanie znieść tych „Drastycznych scen” stanął pod ścianą i dopingował ukochaną.
- Dasz radę Tiana!
- Aaah! Choć tu ty tchórzu i trzymaj mnie za rękę! Aaaa! – krzyczała kobieta patrząc ze złością na Naveena.
- Widzisz! To dlatego ostatnim razem zamiast ciebie była ze mną Odie!
W końcu po wielu wyzwiskach jakich Tiana użyła na określenie męża (i kilku jego omdleniach…)
Na świat przyszła Flora Swan - Arendelle!
- Nareszcie koniec! – odetchnęli z ulgą Naveen i pracownicy szpitala (Którzy musieli go cucić co pięć minut)
Tak jak przepowiedziała Cinderella, mężczyzna bardzo się ucieszył z nowego członka rodziny mimo początkowych oporów.
- Gratulacje kochanie, mamy śliczną dziewczynkę!
- Tak, ale wiesz co Naveen? Jeśli będziemy mieć kolejne dzieci pozwól, że pojadę z siostrą.
- Zgadzam się! – odrzekł z aprobatą mąż.
Jakiś czas później cała trójka wróciła do domu, mała Flora ucięła sobie drzemkę, natomiast jej mama musiała się wytłumaczyć babci z jednej rzeczy…
- FLORA?! Dlaczego Flora, ja się pytam?! Co złego byłoby w nazwaniu jej AURORA?! – wygłaszała kazanie córce Cinderella, która gdy tylko usłyszała wiadomość o wnuczce, przywitała wracających ze szpitala rodziców słowami „Choć do babci, moja kochana wnusiu Auroro”. Na te słowa zdziwiony Naveen odpowiedział jej, iż nie mają żadnej Aurory, tylko małą Florę. Jak można było się spodziewać, Cindy nie była zachwycona…
Tiana tymczasem w spokoju przygotowywała ciasteczka, nie przejmując się zarzutami mamy. Dopiero, gdy Cindy po raz setny zadała jej pytanie o wybór imienia spojrzała na nią.
- Mamo… wiem, że może ci się to wydać szalone, ale dzień przed porodem miałam sen… - zanim matka zdążyła wypowiedzieć zdanie co myśli o ufaniu „snom” Tiana odezwała się ponownie – Dobrze już dobrze, wiem, że to niedorzeczne! Jednak ze snu wyraźnie wynikało, że będę mieć jeszcze jedno dziecko i to jej dam na imię Aurora, koniec i kropka! – zakończyła Tiana natomiast Cinderella westchnęła z rezygnacją.
- Och Tianuś… a co zrobisz jeśli nie urodzisz już dziewczynki? – spytała, jednak córka odparła z uporem.
- Urodzę zobaczysz! – Cindy nie odezwała się już ani słowem.
Wiadomość o siostrze Diablo przyjął bardzo dobrze z czego cieszyli się zarówno jego rodzice jak i babcia. Co prawda miał nadzieję na brata, jednak uznał, iż siostrę również może nauczyć grać w piłkę, tak więc nie ma problemu.
Zresztą, chłopiec miał większe problemy niż przejmowanie się płcią swojego rodzeństwa.
Na razie i tak jest za mały żeby ktokolwiek kazał mu się zajmować się Florą, więc nie ma o czym mówić.
Jego smutek jako pierwsza zauważyła mama. Do tej pory była zbyt zaaferowana ciążą i kłótnią z Naveen’em, ale teraz gdy emocje opadły postanowiła wypytać syna co i jak.
- Synku, czy coś się stało? Jesteś ostatnio jakiś… przybity. – Diablo wyraźnie nie miał ochoty odpowiadać, skupił całą uwagę na odrobieniu zadania. Wiedział jednak, że mama nie odpuści, dlatego z westchnieniem odparł.
- To nic takiego mamo… ostatnio dostałem gorszą ocenę z klasówki i muszę ją poprawić, to wszystko. – Tiana jednakże doskonale wiedziała, iż nie to jest powodem dlaczego jej syn jest smutny.
- Diablo… czy to dlatego, że Anastazja wyprowadziła się z ciocią do innego miasta? – ołówek chłopaka przyciśnięty zbyt mocno do kartki złamał się przy końcu i musiał on przerwać pisanie.
Przetarł oczy i westchnął.
- Więc mam rację? Och kochanie, trzeba było od raz mówić! Przecież możemy ich odwiedzić choćby i zaraz! Poczekaj, przebiorę się tylko i…
- Nie! – krzyknął chłopak, a kobieta zatrzymała się i spojrzała na syna.
- Nie chodzi o to, że nie mogę ich odwiedzić… - zaczął Diablo smętnie.
– Tylko o to, że to Anastazja nie odwiedza nas. Tyle razy obiecywała stawić się na spotkaniach naszego klubu, ale na razie nie pojawiła się ani razu w przeciągu kilku miesięcy! – powiedział rozżalony chłopak i uderzył pięścią w stół.
Tiana spojrzała na niego ze współczuciem, po czym zbliżyła się i przytuliła go.
- Kochanie, jesteś już dużym chłopcem i dobrze wiesz dlaczego twoja kuzynka zachowuje się tak, a nie inaczej, prawda? – spytała Tiana patrząc mu w oczy. Diablo westchnął po raz kolejny.
- Bo ma teraz rodzinę o jakiej zawsze marzyła i chce spędzać z nimi jak najwięcej czasu… - tu jednak znów spojrzał w oczy mamy i rzekł stanowczo.
- Ale my też jesteśmy jej rodziną! - Tiana uśmiechnęła się delikatnie.
- Wiem skarbie, wiem jakie to dla ciebie trudne. Uwierz mi jednak, że wszystko się ułoży. Jestem tego pewna. – powiedziała całując syna w policzek. Diablo uśmiechnął się, ale po chwili, gdy mama zniknęła za drzwiami domu jego uśmiech zbladł.
„Nic się nie ułoży… i nic nie będzie już tak samo…” – pomyślał.
Trzeba przyznać, iż Diablo miał rację nawet pomimo tego, że jego słowa odnosiły się do czegoś zupełnie innego. „Nic już nie będzie tak samo…”
Dokładnie to samo pomyślała Cinderella, gdy tydzień później wróciła do domu z wizyty u lekarza.
„Nie mogę im tego powiedzieć…” – rozmyślała dalej wchodząc frontowymi drzwiami, dom był pusty. Wszyscy byli w pracy, a Tiana która miała wolne wybrała się na spacer do parku z Florą.
Cindy miała dostatecznie dużo czasu, by wszystko zataić.
Niestety dla niej ledwo dotarła do kanapy, gdy zaczęła widzieć mroczki przed oczami, a po chwili osunęła się w ciemność. Zemdlała, a w domu nie było nikogo, żeby jej pomóc…
Na całe szczęście właśnie dziś, Odie postanowiła zrobić sobie spacer i odwiedzić mamę oraz Tianę. Siostra obiecała jej pyszne domowej roboty ciasteczka czekoladowe, które kobieta wręcz uwielbiała!
Co prawda miała przejść na dietę… ale chyba nic się nie stanie jeśli zacznie ją od jutra, prawda?
Gdy tylko przekroczyła próg domu, zobaczyła nieprzytomną Cinderellę leżącą na kanapie.
- Mamo! Krzyknęła i podbiegła do niej, by jej pomóc.
Jakieś półgodziny później, Cindy leżała w łóżku i odpoczywała, podczas gdy ich zaprzyjaźniona lekarka wyjaśniał Tianie, Odie i Charlottcie (która była dziś na zakupach w pobliskim sklepie i również miała wpaść w odwiedziny) z jakiego powodu ich mama zemdlała. Niestety, w tym co miała im do przekazania nie było nic dobrego…
(Ciekawostka Lekarka to żona Lee. Brata Chada, czyli jest szwagierką Cindy. Ma z Lee syna Gustawa.)
Po chwili lekarz wyszedł, a córki popędziły do sypialni gdzie była ich matka.
- Mamo! Jak mogłaś nam nie powiedzieć, że jesteś poważnie chora! – zaczęła najstarsza córka Lotta poważnie zdenerwowana. Pozostałe siostry uspokajały.
- Lotta! Nie krzycz na mamę, nie widzisz, że źle się czuje?
- Jeśli dalej nie będzie nam mówić o złych wynikach badań, to nie poczuje się lepiej! – odparła Lotta w odpowiedzi, jednak już nieco łagodniejszym tonem.
W wymianę zdań między siostrami wmieszała się w końcu Cindy.
- Lotta, ja i tak nie poczuję się już lepiej… ani teraz, ani nigdy.
- Nawet tak nie mów, mamo! – odezwała się Odie, ale matka uciszyła ją gestem.
- Kochane, lekarz na pewno wam już powiedział. Ja już od jakiegoś czasu wiedziałam, że nie zostało mi więcej, jak kilka miesięcy życia… - wzięła głębszy wdech. – gdybym wam powiedziała, to zaraz wysłałybyście mnie do szpitala. Martwiłybyście się, płakały, a finał byłby ten sam…
- Jeśli mogłam ten czas spędzić z wami i moimi kochanymi wnukami tu w domu, to jestem szczęśliwa, naprawdę. – siostry zamilkły, wszystkim cisnęły się łzy do oczu, ale żadna nie chciała zacząć płakać pierwsza, bo to tak, jakby już przyznały matce rację… że niedługo odejdzie.
- Mamo, nie możesz odejść! – krzyknęły jednocześnie.
- Nie damy sobie bez ciebie rady. – rzekła Tiana, jak dotąd przysłuchująca się rozmowie.
- Nie teraz, gdy na świat przyszła Flora! Chcę żeby cię pamiętała. Żebyśmy razem znów upiekły ciasteczka, opalały się na słońcu nad basenem, abyś nauczyła mnie nowych przepisów, pojechali wszyscy razem na wakacje… jest tyle rzeczy które chcemy jeszcze z tobą zrobić, nie możesz odejść! – wykrzyknęła i rozpłakała się. Mama przytuliła ją.
– Kochanie… żyłam już wystarczająco długo. Pochowałam swoich rodziców, wszystkich sześciu braci i waszego ojca Chada. Bardzo was kocham, ale to już czas na mnie, by do nich dołączyć. Wiem, że dacie sobie radę, wychowałam was na silne kobiety.
- Nawet tak nie mów! Wciąż cię potrzebujemy… nie możesz nas tak zostawić! – Teraz już wszystkie siostry się rozkleiły i płakały.
Cinderela natomiast, poczuła nagłą błogość wypełniającą jej serce.
- Dacie sobie radę… - po czym znów zemdlała.
Ostatnim co zapamiętała, były krzyki jej córek wołających ją oraz lekarza, by coś zrobił,
a potem, niczym miękkie pióra kruka otuliła ją ciemność i zapadła w tak długo wyczekiwany wieczny sen…
Odeszła tak jak żyła. Cicho i spokojnie… jej najczystsza ze wszystkich żyjących dusza, w końcu znalazła spokój…
Stało się jednak coś, czego Cindy w życiu by się nie spodziewała… usłyszała dźwięk.
Dźwięk stawał się coraz bardziej natarczywy i wręcz denerwujący.
„Czy nawet po śmierci nie mogę się w spokoju wyspać?” – pomyślała i ze zdziwieniem zaczęła poruszać rękami – „…zaraz, skoro nie żyję, to czemu czuję zapach trawy i promienie słońca na skórze?” – zastanawiała się i otworzyła oczy, po czym wstała. To co zobaczyła przerosło jej najśmielsze oczekiwania! Znajdowała się na olbrzymiej polanie oświetlonej blaskiem promieni. Rośliny wydawały się jak z innego świata, dojrzałe owoce wisiały praktycznie na każdym krzaku, a dookoła latały motyle i pszczoły zbierające z kwiatów nektar (to właśnie jedna z nich obudziła Cindy)
- Co do…? – odezwała się po chwili milczenia Cindy, rozglądając się z szeroko otwartymi oczami po polanie.
- Gdzie ja jestem? – zadała pytanie w przestrzeń, jednak nie uzyskała odpowiedzi. Właśnie miała ruszyć na poszukiwania jakiejś drugiej osoby, która powiedziałaby jej co i jak, ale wtedy zdała sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy.
- Przecież ja wyglądam zupełnie tak samo jak wtedy gdy miałam dwadzieścia lat!! – wykrzyknęła zdumiona (Co nie oznaczało, że jej się to nie podoba)
- Teraz to już naprawdę muszę kogoś znaleźć i zobaczyć co i jak! – na szczęście nie musiała szukać zbyt długo, już kilka kroków dalej zobaczyła wysokiego mężczyznę w białym płaszczu, zapatrzony był w spokojne wody jeziora nad którym rozpościerała się przepiękna błyszcząca tęcza i wznosił wodospad, jego wody wpadały do jeziorka szemrząc uspokajająco.
Brzmiało to jak mini koncert przyrody zwłaszcza, w połączeniu ze śpiewem ptaków, które siadły nieopodal na drzewie.
Cinderella podbiegła w kierunku tajemniczego mężczyzny, gdy się zbliżyła zauważyła, że ów człowiek uśmiecha się delikatnie. Wydawał się jej taki znajomy…
- Przepraszam pana! Czy mógłby mi pan… - nie dokończyła, w jednej chwili umilkła, stanęła i wpatrywała się w mężczyznę. Łzy napłynęły jej do oczu i po chwili popłynęły nie zatrzymaną falą. „Niemożliwe….” – zdążyła jeszcze pomyśleć, po czym rzuciła się biegiem w kierunku mężczyzny.
Wpadła w jego otwarte ramiona, gdy obrócił się w jej stronę z uśmiechem… tym tak dobrze jej znanym uśmiechem.
- Czekałem na ciebie… - odrzekł swoim ciepłym głosem. Głosem który myślała, że już nigdy więcej nie usłyszy. Chciała powiedzieć jak strasznie jej go brakowało przez te wszystkie lata, jak płakała każdej nocy i każdego ranka budząc się bez niego, jak wspaniałymi kobietami stały się ich córki, jak wspaniałe wnuki im się urodziły, ale wszystko co wyszło to tylko niewyraźny bełkot, dlatego objęła go mocniej zupełnie jakby to był sen, który może się zaraz skończyć i płakała cicho.
- Ciii…. – uspokajał Chad, gładząc jej miękkie włosy, po czym zrobił coś, na co oboje czekali tak długo…
Pocałował swoją ukochaną…
Po jakimś czasie, gdy Cindy uspokoiła się nieco i przestała płakać, zaczęła opowiadać Chadowi w wielkim skrócie, co się stało po tym jak odszedł. Mówiła o ich córkach, o pracy, o wnukach, próbowała streścić mu całe lata w kilka sekund. Mężczyzna uśmiechnął się i w końcu kładąc ukochanej dłonie na ramionach skupił na sobie jej uwagę, kobieta zamilkła.
- Kochanie, będziemy mieć mnóstwo czasu na rozmowę, ale teraz myślę, że powinnaś się spotkać z kimś kto czekał nawet dłużej niż ja. – powiedział, a Cindy zdziwiła się.
- Co masz…? – nie skończyła zdania, gdy usłyszała.
- Cindy! Choć tutaj do nas!
Nie zastanawiając się ani chwili Cindarella, a tuż za nią Chad pobiegła w kierunku stojących nieopodal osób śmiejąc się radośnie.
- Mamo! Tato! Wy wszyscy!
- No w końcu jesteś Cindy! Widzę, że sobie troszkę podjadałaś, gdy nas nie było, spuścić cię z oka na chwilę…
- Och, zamknij się Dopey!
- Ha ha!
Ciąg dalszy nastąpi...
Przerażenie Naveena po dotarciu do szpitala:
Oraz takie tam rysowanie. Cindy i jej myśli