Dziękuję za komentarze!
Lion kierownik siłowni w rzeczywistości jest miłośnikiem literatury i po pracy najbardziej lubi spędzać czas w bibliotece.
Z dalszych ciekawostek: simka, która zwracała Donowi uwagę na zapchany kibelek, została później żoną kierownika. Pan młody oczywiście włożył na ślub swój najlepszy biały dres (nie mam niestety zdjęć
).
Ależ jesteście podejrzliwi, co biedny Darren Wam zrobił?
Bart nie, Darren nie jest feedersem.
Gdyby nim był, nie zabierałby Blanki na siłownię. A z Barbarą Mazur to nie był żaden haczyk - to przecież ta sama Barbara, którą Judyta przyłapała w łóżku ze swoim narzeczonym wieeele relacji temu.
Zresztą to właśnie Barbara znajduje się na konkursowym zdjęciu.
Skoro już jesteśmy przy temacie konkursu... Napiszę tak: Wasze odpowiedzi były bardzo kreatywne i ciekawe, ale gdybym miała wybierać teraz, miałabym poważny problem, komu przyznać nagrodę.
Dlatego zachęcam wszystkich do dalszego zgadywania.
Podpowiem, że na pewno nie chodzi o rozwód.
A teraz zapraszam na kolejną długą relację - muszę się trochę ogarnąć, bo niedługo odcinki będą miały po sto zdjęć.
___________________________________________________________________________________________________________________________
Relacja 25
Pewnego ciepłego, letniego wieczoru Judytka i Bella zaprosiły do Mysikrólikowego Gniazdka Marzannę i Aleksandra, by zaproponować im plan, który obmyśliły po ostatnich przygodach w Oazie Zdroju.
- Świetnie się bawiłyśmy, opiekując się dzieciakami a i wy pewnie sobie wreszcie trochę odpoczęliście. Dlatego pomyślałyśmy z Bellą, że zabierzemy nasze wnuczęta na parę dni do Granitowych Kaskad. W końcu są wakacje, a trochę świeżego powietrza dobrze im zrobi.
- Uważam, że to bardzo dobry pomysł. Penelopa z pewnością ucieszy się, że będzie mogła spędzić czas z nowymi koleżankami. Jestem za!
- Ja też chętnie się pozbędę dziewczynek na kilka dni.
- Świetnie! Penny odpocznie wreszcie od towarzystwa tego łobuza Enryczka.
- Enryczka też zabieramy!
- Ooo nie...
- Pomyśl o tym w ten sposób, synku - wreszcie TY będziesz mógł od niego odpocząć.
Wizja pozbycia się młodego Lotario z domu przekonała Aleksandra i tydzień później cała kompania zameldowała się w uroczym górskim domku. Tym razem Judka osobiście dopilnowała, żeby wszyscy odpowiednio się ubrali.
- Bells, czy nie uważasz, że ten domek wygląda na trochę... mały?
- Na zdjęciu wydawał się większy...
- Ale na pewno wynajęłaś dom dla
sześciu osób?
- Tak, jasne! W środku na pewno jest kupa miejsca.
- Słyszałeś? Nie zmieścisz się w domku i będziesz spał w budzie jak pies! Hau, hau!
- Weź mnie zostaw kobieto, znowu mi się przez ciebie oberwie.
Wnętrze chatki niestety również okazało się rozczarowujące.
- To ma być ta "kupa miejsca"?
- Ojtam, ojtam, nie narzekaj, ważne, że jest lodóweczka i toaleta pod dachem, a nie latryna w środku lasu, jak ostatnio. Poza tym sypialnia na pewno jest bardzo przestronna.
Tam niestety było jeszcze gorzej.
- Trzy pojedyncze łóżka na sześć osób? Bells, coś ty wynajęła?!
- Znowu się zaczyna, wszystko moja wina! Jak tu byłyśmy dwadzieścia lat temu, też mi próbowałaś wmówić, że to przeze mnie zgubiłyśmy się w lesie!
- Bo tak było!
- No dooobrze, może rzeczywiście trochę nawaliłam.
- Eh, Bells, Bells, co ja z tobą mam... Trudno, musimy sobie jakoś radzić. Zostań z dziećmi, a ja skoczę do leśniczówki po jakieś namioty.
- I kup przy okazji coś do jedzenia, lodówka świeci pustkami! A na tej pizzy zaczęła się już rozwijać nowa cywilizacja...
Młode pokolenie nie potrzebowało zachęty i od razu zabrało się do wspólnej zabawy.
Bella również nie potrzebowała zachęty - gdy tylko zorientowała się, że do powrotu Judki nie ma co liczyć na przekąskę, zapadła w popołudniową drzemkę.
Dżudi błyskawicznie uwinęła się z wypożyczeniem i rozstawieniem namiotów. Niestety w leśniczówce nie spotkała przystojnego leśniczego, którego podrywała dwadzieścia lat temu - teraz był tam tylko jakiś stary dziad. <_<
Ponieważ Bella "jeszcze-pięć-minut" Ćwir nadal spała, Judka postanowiła nauczyć młode pokolenie gry w karty.
- Karty to piękny sport, moje dzieci. Uczy podejmowania ryzyka, ale także pokory i szacunku do przeciwnika.
- Mama mówi, że karty są złe. Zawsze jak tata wraca późno do domu, mama krzyczy, że jest żałosny i całe pieniądze przepija albo przegrywa w kasynie.
- Haha, tak mówi, Aduś? No bo widzicie, hazard to bardzo, bardzo zła rzecz. Ale parę niewinnych partyjek w rodzinnym gronie to nic złego, hehe. No to wyskakujcie z drobniaków, dzieciaki. Babcia nauczy was grać na pieniądze.
- Babciu Judyto, Ada ciągle zagląda mi w karty!
- Wcale nie.
- Penny, oszukiwanie jest nieodłącznym elementem gry.
- Nie podoba mi się ta gra.
- A ty, Ada, nie zaglądaj innym w karty jeśli nie potrafisz zrobić tego tak, żeby nikt nie zauważył.
- Dobrze, babciu.
- Muahaha, i tak was zniszczę, hie hie hie!
- Wygrałam!
- Jak to wygrałaś, Ada? W liceum zajęłam pierwsze miejsce na mistrzostwach Twinbrook, to niemożliwe!
- Cooo, ograła mnie
dziewczyna?!
- Babciu Judyto, czy możemy porobić coś innego?
- Oczywiście, Penny. Hazard to nie jest odpowiednie zajęcie dla dzieci.
Kolejną atrakcją, jaką zaplanowała Mysirólikówna, była nauka łowienia ryb. Obudziła wreszcie Bellę i wspólnie zaprowadziły wnuczęta nad pobliską rzekę.
- Babciu, czy ja mogę nie łowić?
- Oczywiście, Penny. Nikt nie będzie cię zmuszał do mordowania niewinnych istot.
- Tylko pamiętaj, że dziś na kolację każdy je, to co sam złapie, haha!
- Judka! Jesteś okrutna. Nie przejmuj się, Penny, pójdziemy do sklepu upolować ci jakieś parówki.
Enryczek także był niepocieszony. Wędkowanie nie szło mu najlepiej i nie złowił ani jednej ryby, podczas gdy Adrianna i Marianna wyciągały z wody jedną zdobycz za drugą. Widać odziedziczyły instynkt łowiecki po mamie.
Gdy Słońce chyliło się ku zachodowi, Judka rozpaliła ognisko. Plan z jedzeniem pozyskanego własnoręcznie pożywienia spełzł niestety na niczym, gdyż Enrique nic nie złowił. Judyta oddała mu swoją rybę, by chłopcu nie było przykro, a sama musiała zadowolić się kupionymi przez Bellę i Penelopę parówkami.
Po kolacji dzielna drużyna relaksowała się, wspólnie oglądając gwiazdy.
- A widzicie tam? To Wielka Niedźwiedzica, trzecia co do wielkości konstelacja nieba.
- Ja tam nie widzę żadnego niedźwiedzia, tylko wielki garnek.
- Wy, współczesne dzieci, jesteście kompletnie pozbawione wyobraźni.
Po dniu pełnym wrażeń wszyscy chętnie wskoczyli do łóżek. Jedni do bardziej...
... a inni mniej wygodnych. Ciekawe, jakie przygody czekają ich jutro?
***
Judka obudziła całą kompanię o szóstej rano.
- No, dzieciaki, zbierajcie się! Za pół godziny wymarsz do Parku Narodowego!
-
[Zieeeew]
- Co macie takie takie nietęgie miny, chyba się wyspałyście?
- Oczywiście, babciu, jak nigdy.
- To świetnie. Myjcie zęby i ubierajcie się. Zbiórka przy wielkiej rzeźbie Stanleya! Ach, i jeszcze jedno - Penny, daję ci wolną rękę, jeśli chodzi o obudzenie Enryczka i doprowadzenie go do stanu używalności.
- Haha, wyleję na niego wiadro zimnej wody!
Dżudi i Bells dotarły na miejsce zbiórki jako pierwsze.
- Spójrz tylko, jakie to...
majestatyczne.
- Eee tam, też bym taki umiała zrobić, gdybym miała odpowiednio duży kawałek drewna.
Po niedługim czasie dołączyli do nich młodsi uczestnicy wyprawy.
- Czy to jest... zając z rogami jelenia?
- Właśnie tak, Penny. Rogaty zając Stanley jest maskotką Granitowych kaskad od 1929 roku, zaś ta gigantyczna rzeźba została wykonana dwa lata później, w roku 1931. Niestety nie zachowały się informacje o tym, kto był jej autorem. Istnieją przypuszczenia, że nie jest to dzieło jednej osoby, lecz grupy studentów ASP, którzy chcieli w ten sposób odwdzięczyć się leśniczemu za ocalenie ich przed stadem rozjuszonych dzików.
Enryczka niezbyt to przekonało.
- Co to ma być za szajs?!
- Enryczku, wyrażaj się.
Po cyknięciu Belli kilku pamiątkowych fotek, drużyna ruszyła do Parku. Na miejscu babcie miały dla swoich podopiecznych małą niespodziankę.
- Aby urozmaicić wycieczkę, podzielimy się na dwie drużyny. Zadaniem każdej grupy będzie zebranie jak największej liczby różnych roślin. Za dwie godziny spotkamy się w leśniczówce i sprawdzimy, kto wygrał.
- Co wy na to, dzieciaki?
- Kijowo, mogę wrócić do domku i pooglądać telewizję?
- Judytko, pozwolisz, że wezmę pod swoje skrzydła Enryczka i Adę.
- Uh, jesteś tego pewna?
- Taaak, z pewnością stworzymy zgrany zespół, prawda, Enryczku?
- Yyy, tak?
- Jak chcesz, Bells, nie zamierzam się o nich kłócić. Penny, Marianka, idziecie ze mną.
Zawody czas zacząć.
- Patrzcie tylko, dzieciaki, jakie piękne granatowe kwiatki. Enrique, bądź tak dobry i sprawdź w przewodniku zielarza, co to takiego.
- Ale ja nie mam żadnego przewodnika.
- Jak to nie masz, przecież mówiłam, żebyś wziął z biblioteczki.
- Może zapomniałem, a może mi się nie chciało...
- Ile tu komarów! Jestem cała pogryziona! Chcę wracać do miasta.
Po drugiej stronie wcale nie było lepiej.
- Spójrzcie, dziewczynki, ta roślinka co prawda nie ma owoców, ale możemy uciąć gałązkę z listkami. W tym celu zabrałam ze sobą specjalny sekator...
- Hej, Penny, chcesz pozwiedzać jaskinie? Czy jesteś za dużym tchórzem?
- Nie jestem tchórzem!
- No tak, zapomniałam, ty jesteś supertchórzem!
- Nie nazywaj mnie tak!
- Zauważcie, pod jakim kątem tnę gałązkę. Nie chcemy przecież zrobić roślince krzywdy, prawda?
- O, jeszcze jedna! Drużyna babci Belli na pewno takiej nie ma. Dokopiemy im, co nie, dziewczynki?
- Popatrz Penny, tamta chmura wygląda jak Enrique!
- Chyba jak tyłek!
- Hue hue, bo Enrique wygląda jak tyłek!
- Hahaha!
- Penelopa, Marianka, chodźcie tu! Patrzcie tylko, jakie babcia dorodne grzyby znalazła. Zrobimy z nich potrawkę.
- A czy one na pewno są jadalne?
- Ojtam jadalne-niejadalne, wszystko jest jadalne, ale niektóre rzeczy tylko raz, hehe. Bierzemy, ile się da.
Dwie godziny minęły w mgnieniu oka i obydwie drużyny stawiły się w komplecie w leśniczówce.
- Jak wam poszło, Bello?
- Marnie, znaleźliśmy tylko cztery rośliny, bo Enryczek chciał udowodnić Adzie, że zje żywego robaka i zrobiło mu się niedobrze.
- To znaczy, że chyba wygraliśmy, drużyno! A do tego udało nam się znaleźć grzyby na obiad.
- Jak to przegraliśmy?! Ja nigdy nie przegrywam! Gdyby tu była mama, na pewno nie pozwoliłaby mi przegrać! Jesteście wszyscy głupi i was nienawidzę!
- Yyy... spokojnie, kochanie, niech będzie, że wygraliście,
oczywiście, że wygraliście, tylko proszę, przestań krzyczeć.
Po powrocie do chatki wszyscy byli głodni jak wilki, więc Judka niezwłocznie zabrała się za przygotowywanie potrawki warzywnej z grzybami.
W tym czasie nie pilnowane przez nikogo dziewczynki (Bella musiała odespać wczesne wstawanie i znów zapadła w drzemkę
) nawiązywały bliższą znajomość z niedźwiedziem-pedofilem.
Zapach cieplutkiej potrawki zwabił jednak wszystkich (oprócz niedźwiedzia, na szczęście) do stołu. Nie pytajcie, skąd Judka w środku dziczy wytrzasnęła naczosy.
- Mam nadzieję, że czegoś się dziś nauczyliście. Jeśli kiedyś zdarzy wam się zabłądzić w lesie, wiecie już, jak zdobyć pożywienie i rozpoznać lecznicze zioła. A teraz zapraszam wszystkich do konsumpcji dania, którego głównym składnikiem są właśnie dary Natury. Smacznego!
Enryczek rzucił się na jedzenie jako pierwszy i od razu pochłonął połowę porcji. Szybko jednak tego pożałował.
- Ta potrawka dziwnie pachnie.
- Oj, niedobrze mi...
- Ta potrawka dziwnie pachnie, co nie, Penny?
-
[Gulp]
- Nie słuchajcie go, dziewczynki, zapewniam was, że babcia Judka jest świetną kucharką i żaden sim jeszcze nigdy nie pochorował się od jej potraw.
- Ale to rzeczywiście dziwnie smakuje.
- Tak wam się wydaje, bo po raz pierwszy w życiu kosztujecie prawdziwych, naturalnych produktów, a nie naszprycowanego konserwantami żarcia z supermarketu. Jedzcie, jedzcie.
- Bleh, jadę do rygi.
- Ech, te dzisiejsze dzieci mają takie wydelikacone żołądki... Kiedy ja byłam mała, chodziłyśmy z koleżankami na bagna bawić się w dom. Któregoś dnia zrobiłyśmy zupę z błota i kamieni, a potem ją zjadłyśmy i nic nam po niej nie było, koleżanka straciła tylko dwa zęby. Ach, piękne wspomnienia! Później okazało się, że na bagna spływały ścieki z pobliskiej fabryki i rodzice zabronili nam tam chodzić.
Po obiedzie Judka rozpaliła ognisko, a Bella zajęła się Enryczkiem.
- I jak się miewa nasz mały pacjent?
- Teraz już dobrze, na razie śpi. Może faktycznie potrawka trochę mu zaszkodziła, ale zjedzenie robaka też na pewno nie pomogło. Cóż, przynajmniej będziemy mieć chwilę spokoju.
Wieczór przy ognisku mijał w ciszy. Bez Enryczka rzeczywiście niewiele się działo.
Do czasu... Bella i Judyta zaczęły zachowywać się nieco dziwnie.
- Bllbr, blllbrr, blu-blu-blu!
- Hahaha, hihihi, hohoho! Quak!
W pewnym momencie Judka wzięła przyjaciółkę na stronę.
- Hej, psst!
- Cooo?
- Czy ty też widzisz, co ja widzę?
- Ale co?
- Coś
dziwnego.
- O, plumbobie! Myślisz, że chcą nas porwać i złożyć w ofierze gofrowi przeznaczenia?
- Nie wiem, ale sądzę, że są niebezpieczni. Uciekaj, a ja odwrócę ich uwagę.
- Dobrze!
Bella pobiegła w nieznanym kierunku, a Judka wróciła do ogniska.
- To teeen... co słychać?
- Dobrze się czujesz, babciu?
- Babciu? Babciu...?
Baaaabciuuuuu...
- Bella? Co ty robisz na tej cudownej polanie?
- Schowałam się za drzewem, żeby kosmici mnie nie znaleźli!
- Jak tu ślicznie, jak magicznie!
- To prawda, aż mam ochotę biegać, biegać!
- Biegać! Jestem leśną nimfą!
Tymczasem w rzeczywistości... Bells nawet nie zauważyła, kiedy minęła leśniczego.
- Jestem wolna niczym ptak!
- Czy ja własnie widziałem nagą kobietę biegającą po lesie?
Leśniczy dogonił naszą ekshibicjonistkę i nakłonił ją, by się jednak ubrała.
- Jest pan najpiękniejszym simem, jakiego kiedykolwiek widziałam!
- Och, dziękuję, ale to nie uchroni pani przed mandatem... Ojej!
Tymczasem Judytka tańczyła w czarcim kręgu.
- La lala lalala... Jestem grzybową wróżką!
Bella, pozostawiwszy leśniczego w silnym szoku (i prawdopodobnie beznadziejnie w niej zakochanego
), pobiegła obmyć twarz w magicznym stawie.
- Woda z tego cudownego zdroju skrzy się niczym pył z anielskich skrzydeł! Jaka chłodna! Jaka czysta!
- Jestem Ewą w rajskim ogrodzie... Hihi! Chodź do mnie, słodkie jabłuszko!
- Mmm, pyszności...
Miejmy tylko nadzieję, że to nie była wilcza jagoda.
- Grblblbl, blrblrblr.
"To obrzydliwe i niepokojące. Lepiej zawiadomię leśniczego."
Nasze rusałki postanowiły wspólnie poobserwować magiczne, różowe niebo.
- Popatrz tylko, jakie piękne...
- Taaak...
- Takie piękne...
-
Taaakie pięęękneeeee...
Turystki obudziły się następnego dnia... w szpitalu w Wierzbowej Zatoczce, dokąd cała grupa trafiła z silnym zatruciem pokarmowym. Nietrudno się domyślić, że Judka nafaszerowała wszystkich potrawką z halucynogennych grzybków.
Brawo, Judytko! Na całe szczęście nikomu nic się nie stało, a wystarczającą karą dla Mysikrólikówny niech będzie to, że jej pielęgniarką była Barbara Mazur.
Tak oto skończyła się druga wyprawa Judyty Mysikrólik i Belli Ćwir do Granitowych Kaskad. Najbezpieczniej dla nich będzie unikać tego miejsca przynajmniej przez kolejnych dwadzieścia lat. A najlepiej już nigdy się tam nie wybierać.