Shat, Morgana to tak sympatyczna postać, że aż sam chciałbym taką w realu poznać hehe
Indruś, koci bobek musiał być, bo Indrusi niewygodnie byłoby robić pajacyki z rozczochraną głową
Pół godziny później
- Widzę nagadałyście się po wsze czasy. Rozesłałem wiadomości-przypominajki komu trzeba o dzisiejszej uroczystej kolacji. Tam sobie pogadacie jeszcze.
- Jakiej kolacji?
- Nijakiej. Tydzień temu mówiłem ci przecież, że obecna dyrektorka liceum, pani Beata, odchodzi na emeryturę.
- A ja tam się nie orientuję w tym całym zamieszaniu z tym liceum. Dlaczego odchodzi?
- Pani Beacie przysługuje wcześniejsza emerytura i jako że od następnego roku nie ma dla niej stanowiska dyrektor szkoły, to co ma robić? Chyba w tych galotach i kociej kupce na główce nie pójdziesz na przyjęcie.
- Zaraz się zbieram. Matylda zrobi mnie na bóstwo, mam to jak w banku. Pani Beata wie o przyjęciu?
- Właśnie nie, to ma być niespodzianka. Wszyscy obiecali trzymać język za zębami.
- Wszyscy? Serio? A ta papla też wie?
- No co ty. Nikt jej nic nie mówił, bo ta zaraz by wypaplała wszystko.
- Acha, czekaj. Pokażę ci wiadomość, którą wysłałem dla dyrektorki, by ją zwabić do hotelu.
- Hahaha, ty tak na serio? Myślisz, że się nabierze?
- Pewnie. Jacek z Matyldą byli u Grażyny dzisiaj na obiedzie, to napisałem im, by zarezerwowali od razu salę.
- Matylda wróci do domu, nie wiesz?
- Z tego, co mi pisał Jacek, Matylda wraca do salonu, a on do domu. O! O wilku mowa!
- Cześć ciotka! Dawno się nie widzieliśmy. Jak tam interesy i te sprawy?
- A dobrze się trzyma wszystko. Dzisiaj klientka podeszła do kasy z pornolem w ręku, a ja tak na nią patrzę zdziwiona, ale cóż. Nie mnie oceniać co kto czyta. Pół godziny później ta sama babka weszła roztrzęsiona do sklepu i tłumaczyła, że dziecko poprosiło ją o „Świerszczyka”, no to kupiła. Do tej pory się zastanawiam jak to się mogło zdarzyć.
- Jeśli masz namiary, to chętnie odkupię hehehe
- Jeszcze czego. Ostatecznie gazety użył jej mąż, gdy ryby skrobał.
- Tak? A mnie się wydawało, że co innego skrobał przy tej gazecie
- A weź ty z tymi swoimi żartami! Udał się wypad z Matyldą? Stęskniła się za tobą, wiesz?
- Wiem, z nią najlepsze są wypady. Też mi tego brakowało.
- A jak na studiach? Pozaliczałeś wszystko?
- Tak, wszystkie zaliczyłem hehe.
- Egzaminy, rozumiem?
- To też
- Dobrze się bawiłeś tam?
- Pewnie, niech Matylda żałuje, że nie wyjechała na studia.
- Ty znowu o tym? Dobrze wiesz, dlaczego tak zdecydowała.
- No dobra, ciotka. Matylda jest w salonie teraz. Ma klientki, ale możesz do niej wpaść przed kolacją, to się wyszykujecie.
- Kochanie, dobrze wyglądam?
- Ujdzie w tłoku.
- No wiesz ty co? Paskudny jesteś. Tyle się naszykowałam, a ty mi tu takie teksty walisz.
- No jaja se robię, super wyglądasz. Rozumiem że jesteś gotowa i możemy schodzić.
- A Jacek? Też idzie?
- Tak, już na nas czeka przy drzwiach.
- Jacku, gotowy jesteś już?
- Tak, tylko krawat poprawię i możemy iść.
- Kochanie, gdy tak wciągnę brzuch to dobrze wyglądam?
- Ty nie wciągaj brzucha, bo pępek do kręgosłupa przylgnie.
- No wiesz ty co? Przytyłam 1 kilo od ostatniego razu, wiesz co to znaczy?
- Wylej z siebie ten jad, to od razu 1 kilo mniej będzie.
- Idźcie obaj do samochodu i mnie nie denerwujcie. Spróbujcie tylko odjechać beze mnie!
- Ej, to wcale niegłupi pomysł!
- Nie no stary, bez kitu. Siedzę już 15 minut w aucie. Starzy mieli wychodzić już 15 minut temu, a jeszcze się guzdrzą. O! Wyszli w końcu. Czekaj, coś nawijają, chętnie posłucham.
- Wróćmy, zapomniałam wziąć lustereczka. Jak ja nosek przypudruję?
- Pożyczysz od kogoś innego. Umówieni byliśmy na 19, a już jesteśmy spóźnieni.
- Ale moje lustereczko jest mniejsze i bardziej się sobie w nim podobam, a w innych nie.
- Nie ma czasu, W samochodzie się przejrzysz, koniec tematu.
- Ale czuję na głowie, że frędzel się zrobił i muszę doczesać.
- Kobieto, dość! Idziesz ty, czy nie? Zaraz szlag mnie trafi!
- No idą idą. Matka-wariatka kłapie dziobem, a stary ją ciągnie po schodach do auta. Dobrze, że nikt z sąsiadów tego nie widzi, bo by pomyślał, że dom wariatów prowadzimy. Kto prowadzi, pytasz się? Wyobrażasz sobie, by któreś z nich teraz prowadziło, a drugie siedziało obok?
- O nie, moja droga. Ja siadam z przodu, a ty sio do tyłu. Jeszcze jemu będziesz dziamgać tam.
- No jesteście wreszcie. Co tak długo? Ile można czekać?
- Sam mówiłeś, bym przejrzała się w lusterku samochodu, które jest z przodu, a teraz ty tam siadasz.
- Ojciec z matką! Wy mnie słyszycie? Kogoś zabieramy po drodze?
- Miałaś chwilę na przejrzenie się w bocznym, a teraz siadasz z tyłu i nie odzywasz się.
- HALO! Po kogoś jedziemy czy nie?
- Wiesz co? Nie odzywam się do ciebie. Czegoś będziesz chciał, to figę z makiem dostaniesz.
- Dobra, skoro nikt mnie nie słucha, to ja ruszam.
- No i dobrze, obraź się. Proszę bardzo. Masz, co chciałaś.
- Jesteśmy spóźnieni, widzisz? - odparł poirytowany Wojtek - Jacku, idź do recepcji i załatw co trzeba.
- Tak marudziłeś, a nie tylko my przyjechaliśmy później, widzisz? - odpowiedziała Morgana - Ooo! Jest Ania z Teodorem! Hej! Tu jesteśmy!
- Hej Morgi! Dopiero przyjechaliście? - rzekła Aniuchna.
- Tak, ale się cieszę, że was widzę. Aniu, jak tam podróż do Aurora Skies? Załatwiłaś lizaki dla dzieci na jutrzejszy festyn?
- Jasne, wystarczy dla wszystkich. Chodźmy już, wszyscy czekają.
- Pani Beata już jest? - zapytała Aniuchna
- Nie, ona nic nie wie o przyjęciu. Wcisnąłem jej kit, że dyrektor liceum w Aurora Skies ma się z nią spotkać tu omówić kilka ważnych spraw.
- Łyknęła to?
- Pewnie, jeśli chodzi o szkolne sprawy, to wszystko im poświęci.
- Grażyna się nie wygadała? Ona ma tak długi jęzor, że po czole może się nim posmyrać.
- Grażynie wcisnęliśmy ten sam kit, i tak uwierzy we wszystko.
- Super się spisaliście – dodał Teodor
- Grażynko – napomknęła nieśmiało Aniuchna – za kogo się dzisiaj przebrałaś?
- A na kogo wyglądam?
Ania jednym okiem spojrzała na Sylwka.
- Mnie się nie pytaj lepiej, bo to się źle skończy – odparł Sylwek
- No nie wiem, za czerwonego kapturka? - zgadywała Ania.
- Nieee! Ja jestem Kopciuszek!
- Yyy...rzeczywiście uderzające podobieństwo...
- Aniu – rzekł załamany Sylwek – ciesz się, że nie widziałaś jej, gdy przebrała się za Cruellę deMon.
Na salę weszła pani Beata i widać było, że wszyscy zrobili jej ogromną niespodziankę. Miał być nudny dyrektor liceum z Aurora Skies, a jest gromadka roześmianych ludzi.
- Pani Beato! - rozpoczął Wojtek – wszyscy tutaj zebraliśmy się z jednego powodu. Chcielibyśmy wszyscy podziękować pani za ogromny wkład, jaki pani wniosła swoją działalnością nie tylko na rzecz szkoły, ale także naszej niewielkiej społeczności.
- Panie Wojtku, proszę nie przesadzać. Będzie pan kiedyś, na co po cichu liczę, na takim stanowisku, to pan zrozumie w czym rzecz.
- Wręcz przeciwnie – kontynuował Wojtek – mało kto włożył tyle serca w szkołę, by uczynić pracę w niej przyjemnością. Myślę, że możemy zgodnie wszyscy wznieść toast, za koniec pewnej ścieżki, ale też rozpoczęcie nowej, lepszej.
Towarzystwo zajęło się pałaszowaniem i nalewaniem sobie czego popadnie, a Jacek z Matyldą opuścili główny stół i przenieśli się na drugi koniec sali, gdzie mogli w końcu usłyszeć siebie nawzajem.
- Wyglądasz cudnie, wiesz? - rzucił flirciarsko Jacek.
- Hoho, nie rozpędzaj się tak. Wypijmy może po prostu za spotkanie!
- No to za spotkanie!
Słychać było lekki brzdęk kieliszków i chlupanie szampana. Ci dwoje na pewno ten wieczór zaliczą do udanych.
Nie może zabraknąć jakże lubianych przeze mnie wspólnych zdjęć pamiątkowych. Oczywiście główna osoba na środek.
Towarzystwo już nieco wypiło i zaczęły się dziać rzeczy coraz dziwniejsze.
- Sylweczku kochany – rzuciła słodkim głosikiem Morgana – wiesz, że bardzo ciebie lubimy hihi.
Sylwester wydawał się niewzruszony całą sytuacją.
- O co chodzi Morgi? - dostałaś ostatnio przecież karton dietetycznych batoników.
- Mnie nie o batoniki chodzi. Wpadłam z Indrą na pewien pomysł.
- I ja mam wam w tym pomóc? Co knujecie?
- Nic specjalnego. Chcemy zmusić twoją żonkę na ćwiczenia i dietę.
- Chcieć to se można. Problem w tym jak to zrealizować.
- Mój drogi, wszystko już zaplanowane.
- Grażyna coś wspominała o karnecie na siłkę, który dostała – dodał Sylwester.
- Nie zdziwiło cię to?
- Ani trochę. Mam takich pełno gdzieś pochowanych. Pewnie gwizdnęła jakiś i się podnieca.
- Nie przypadkowo akurat ona ma ten karnet. Teodor już postarał się, by to ona go dostała. Wymyśl coś, by z niego skorzystała, my zajmiemy się resztą.
- Jak mam ją zmusić do pójścia na siłkę? Drogę na siłownię ciastkami wyłożyć czy jak?
- Zdajemy się na twoją wyobraźnię Sylwek. Wiemy, że dasz radę.
O godzinie pierwszej po północy zaczęło robić się jeszcze dziwniej. Towarzystwo sobie popiło. Teodor ma dość kolejnych drinków, Indrę rozbolała głowa od tego wszystkiego, natomiast Jacek z Matyldą się rozkręcili na całego. Wojtek spojrzał na Indrę i Teodora, potem na Jacka i Matyldę i stwierdził, że tylko jedno rozwiązanie będzie w tej sytuacji na miejscu.
- Jacku, zostaw Matyldę w spokoju i pomóż mi przetransportować te dwa zgony do pokojów hotelowych. Matyldo, zarezerwuj dla siebie i mamy pokój i jeszcze 2 dla Jacka i Teodora. Sylwek nie pił, więc zawiózł panią Beatę i Anię do domów. Ja też nie, więc pojadę z mamą do domu.
Z tego wszystkiego Matyldzie się wszystko pomyliło i zarezerwowała jeden pokój z podwójnym łóżkiem dla siebie i Jacka oraz po pokoju dla Indry i Teodora. Myślę, że owa pomyłka na pewno nie była celowa, ale z drugiej strony nie widzę, by młodzi z tego powodu rozpaczali.
- Ach, ile się działo. Sam ledwo na nogach się trzymam, a ojciec każe zgony nosić na piętro.
- Dałeś radę. Mama powinna się szybko ogarnąć, bo jutro festyn i ma co robić. Wybierasz się?
- Jasne. Najwyżej urwiemy się razem, gdy będzie nudno, co ty na to?
- Z tobą zawsze. Dobranoc, miłych snów!