Galcia pisze:Poznamy kiedyś jego dalsze losy?
Jest taki plan, żeby za ileś tam lat rodzina dowiedziała się o tym, jak sobie w życiu poradził szmaciany Glendowy Marcel, ale... jak na razie to tylko plan
Galcia pisze:Czy ów tajemniczy "przystojniak" jest przyszłym mężem Punkcikówny?
A jak najbardziej, ci, co znają rodzinkę ze starego forum, na pewno od razu poznali Matthew.
Icta pisze:Dziwne tylko, że za ileś tam lat Glenda nada jego imię synowi, on tak ją potraktował, a ona go upamiętnia...
Taak, tyle że ja mam słabość do tego imienia
No, ale zawsze można to tłumaczyć tak, że to na cześć Marcela jako lalki Glenda nazwała swojego syna, a nie na cześć tej podłej kreatury, jaką Marcel się stał po ożywieniu.
Lenna pisze:Co ten Marcel, jak on mógł
Mimo wszystko trochę mi go szkoda, lubiłam go, a tak tutaj został z niczym, gdzie on się podzieje?
Poradzi sobie, poradzi... Dranie zawsze spadają na cztery łapy
Lenna pisze:Skąd ty bierzesz te teksty? xD
Dużo czytam, dużo rozmawiam z ludźmi... i takie cudeńka wyłapuję
Cieszę się, że się podobają
Lecimy z kolejną relacją.
Kilka wieczorów po tym, jak Glenda grała w kręgle w stroju kąpielowym, tajemniczy przystojniak postanowił wreszcie do niej zagadać.
Tajemniczy przystojniak: - Cześć... tak sobie... hm... patrzę... świetnie grasz w kręgle.
Glenda: - Hah... dziękuję, ale do mistrzów się nie porównuję...
Tajemniczy przystojniak, rozbawiony: - Hah... przepraszam... jestem niewychowanym gburem, nie przedstawiłem się. Nazywam się Matthew Landgraab.
Glenda: - Oj tam, zaraz niewychowany... jestem Glenda Punkcik.
Matthew: - I ty wiesz co? Jesteś typem przywódcy, widziałem te tłumy na twoich protestach... ludzie sami za tobą idą...
Glenda: - Dzięki, jesteś naprawdę miły... gdyby jeszcze te moje protesty robiły wrażenie na władzach uczelni...
Studenckie życie Glendy P.
Upływał dzień za dniem... Glenda wkuwała jak szalona... zaraz, zaraz... szalona to ona przecież jest
Glenda: - Hmm... czyli pierwiastek Krytak uzyskujemy z metalu krytunium...
... a także wywijała psikusy współlokatorom.
Glenda, przez megafon: - HALOOO! CZY PAN MNIE SŁYSZY, PROSZĘ PANA?
Brian: - Glenda, ty weź się lecz, tak z megafonem prosto w ucho z samego rana...
Oho! Przyszedł SMS.
Cześć, Glenda! Masz jakieś plany na weekend, poza siedzeniem w bibliotece i zakuwaniem do egzaminów? Bo możemy pouczyć się razem... Matthew.
Hmm, miałam uczyć się z Iris i Nancy, ale... plany zawsze mogę zmienić... dam znać. Glenda.
Tłok w windzie na piętro, gdzie znajduje się studencki pokój gier i zajęć...
Glenda uwielbiała rozgrywać partyjki domino z kolegami z akademika.
Glenda: - Iris, dawaj, nie mamy całego ranka...
Iris: - Piegol, weź se na wstrzymanie, ja próbuje się skupić...
Telefon do mamy...
Glenda: - No cześć, mamuś... jak się tam trzymasz? Aaa, spoko, fajnie, że teraz Fawn do ciebie przychodzi... co? Daisy już normalnie chodzi? Jak ten czas leci... aby się tylko nie przemęczaj przy tej opiece nad maluchami. U mnie w porządku, uczę się i mam przyjaciół...
Nasza piegowata wariatka została tez cenionym na kampusie specem od napraw sprzętu RTV... tu naprawiała telewizor, oczywiście najwygodniej było to robić w stroju wizytowym. Ech, szalona...
Glenda: - Akurat teraz musiał się, dziad sakramencki, popsuć... zaraz finał
Wyzwania Przetrwanie Guukiego, a tu o, masz! WRR!
Oczywiście też uczyła się przy komputerze...
... i pomiędzy wykładami, na ławkach rozsianych po całym terenie uczelni...
Raz nawet widziała z daleka Matthew przy maszynie do kontroli mózgów, kiedy to on miał zajęcia... Nie podchodziła, bo nie chciała mu przeszkadzać w nauce.
Szczególnie spodobało się naszej Glendzie pieczenie ciasteczek z wróżbą, maszyna do produkcji tychże ciasteczek stała w kuchni w akademiku.
Glenda: - I ciastko z wróżbą w proszku rraaaz...
Glenda: - I przyprawa dwaaa...
Glenda: - I pociągnąć wajchę trzyyy...
Glenda: - a teraz chyba musimy poczekać...
Glenda: - Chrup, chrup... ciasteczko nawet spoko, a wróżba...
Glenda: - Zobaczmy...
Miłość czeka niedaleko, szczęście do końca twych dni...
Glenda, z niezadowoleniem: - Do kitu taka przepowiednia! Szczęście? Ja? Ja mam przecież wiecznego pecha!
Aż założyła swoją firmową minę...
Glenda: - Hmm, ale może faktycznie dam szansę temu Matthew...
W wolnych chwilach siedziała na czacie.
Najczęściej, oczywiście, pisywała z Fawn, która została w Barnacle Bay.
Nie obyło się też bez aktualizowania swojego profilu na Simbooku:
Powiększona wersja, jeśli ktoś chce sobie poczytać i się czegokolwiek dopatrzy:
Oczywiście Glenda nie zaprzestała swojej graficiarskiej działalności i dalej smarowała po wszelkich budynkach...
Odważyła się też wreszcie odwiedzić Matthew... w jego domku zaraz naprzeciwko akademika.
Glenda: - Cześć.
Matthew: - Cześć... Dzięki, że przyjęłaś zaproszenie.
Glenda: - To gdzie masz te książki, panie L.?
Matthew: - Książki? Glenda... ja...
Glenda: - Tak?
Matthew: -... ja chyba... no podobasz mnie się bardzo.
Skończyło się to tak... a mieli się podobno uczyć!
Glenda nie byłaby sobą, gdyby nie zrobiła zdjęcia w takiej a nie innej sytuacji...
Zanim wyszła od Matthew późnym wieczorem, jeszcze usmażyła mu na kolację naleśniki a la Lucky Mama.
A pożegnała go, wskakując mu w ramiona.
Glenda: - To pa, kochanie...
Matthew: - Pa, moje ty rude słońce.
Oczywiście od następnego dnia wszystko było łatwiejsze, gdy się wiedziało, że niedaleko jest ktoś, kto podziela twoje uczucia... Glenda z uśmiechem na ustach pędziła rano na zajęcia, nie zważając na deszcz...
W przerwach między wykładami paćkała się w kałużach jak dziecko...
Glenda: -
I'm singing in the rain...
Telefon do swojego nowego chłopaka:
Glenda: - No cześć, Matt. Tak, ja tez już skończyłam zajęcia. Gdzie? W kręgielni? Super! Zaraz będę!
Miny podczas gry w kręgle robiła przepiękne.
Glenda: - Ależ popsułam ten rzut! Niech to lama opluje!
Zakochana para tańczyć mogła w nieskończoność...
Oczywiście musieli też zrobić sobie fotki w budce fotograficznej... która aż się trzęsła od tego, co oni tam wyprawiali... oj, niegrzecznie się bawili, niegrzecznie...
Glenda: - Matthew, nie chcesz zobaczyć fotek?
Matthew: - Yyy... zaraz zerknę...
Rezultaty były... wstrząsające...
Glenda: - O matko sadzonko!
Glenda: - Wiesz co, Matt, może lepiej... darujmy sobie...
Szybko się pozbyła fotek, drąc je w drobne kawałeczki.
Wieczorami, gdy nie przebywała z Matthew, Glenda kontynuowała swoją hakerską działalność i włamaniami do uczelnianych komputerów zdobywała odpowiedzi do testów i egzaminów.
Glenda, do siebie: - No co z nich za leniwe lamy! Nawet haseł nie pozmieniali od ostatniego razu...
Glenda: - I ciach! I mam już wszystko...
Sama jednak z tych dobrodziejstw nie korzystała, nie czytała tych odpowiedzi, lecz...
Glenda: - Odpowiedzi na egzamin z fizyki. Tylko dwadzieścia simoleonów, okazja!
...sprzedawała je z powodzeniem wśród uniwersyteckich leserów i obiboków.
Glenda: - Sprawdzone odpowiedzi! Z tych artystów będzie egzamin na historii sztuki. Trzy dychy, prawie jak za darmo!
Glenda: - Cześć, Maskota! Obiecałam ci te odpowiedzi z literatury starosimcińskiej, mówisz, masz! Po starej znajomości wezmę za nie tylko dychę!
Glenda: - Hej, to ty potrzebujesz, zdaje się, tych odpowiedzi na biologię. Dwadzieścia pięć simoleonów poproszę!
Glenda: - O, Cid, dobrze, że cię teraz złapałam. Tu masz tę informatykę, trzy dyszki poproszę!
Sama jednak Glenda wolała się uczyć, a nie ściągać... skradzione odpowiedzi na egzaminy traktowała jedynie jako źródło zarobku.
Czasami jednak obie z Lucy miały ochotę zamordować jednego czy drugiego kolegę.
Frank, kolega z tyłu: - Przepraszam, panie docencie, bo ja nie rozumiem... to w końcu krytunium czy simtonium nadaje ten piękny zielony poblask kryształkowi?
Glenda pod nosem: - Frank, ty debilu... ty tego nie wiesz?
Lucy, też po cichu: - Baranie skończony... gdybyś na poprzednich zajęciach słuchał, zamiast pisać smsy, tobyś wiedział...
Glenda: - Docencie, mam pytanie!
(Widać, że Lucy po tym wybuchu złości sobie przysnęła
).
Glenda: - Mówił pan, że jagoda krowo-kwiatu powstaje ze smoczego owocu skrzyżowanego z lwią paszczą... OK, tylko że potem jest problem, bo jak ja mam wiedzieć, gdy już jagodę zasadzę, czy ona w ogóle rośnie?
Docent: - Yyy, panno Punkcik... a co ja mówiłem o rogach krowo-kwiatu?
Docent: - Nie pamięta pani? Prawidłowo posadzona i podlana krowo-jagoda wypuści śliczne rogi, które będą wystawały ponad powierzchnię gleby...
Glenda: - Dziękuję, docencie... hmm, musiałam jakoś to przegapić...
Glenda, pod nosem: - Matko bosa, lepiej to zapiszę... gdzie ja byłam, że tego nie pamiętam...
Lucy, już obudzona: - Tutaj byłaś, tylko pisałaś pod stołem smsy do Matthew i o całym świecie nie pamiętałaś, a nie tylko o krowo-kwiecie...
Docent: - A dla przypomnienia, ta jagoda będzie wtedy wyglądała tak...
Czasami Glenda grywała też z kolegami w sok-ponga...
Glenda: - Ach, uwielbiam tę grę...
Po staremu prowadziła też protesty...
Glenda: - Bracia i siostry studenci! Tak nie może być! Musimy pokazać władzom uczelni, że się nie damy!
Studenci w tle: - Glen-da! Glen-da! Glen-da!
Glenda: - Musimy żądać tego, co nam się słusznie należy!
Glenda: - Rektor wreszcie musi przyjąć to do wiadomości, że nie będziemy czekać!
Glenda: - I najważniejsze: uwolnić yeti!
Każdy udany protest uświetniała nasza Glenda kolejnym graffiti.
Poznawała też wiele ciekawych osób.
Jacqui: - Hej, miło cię poznać, nazywam się Jacqui Bells. Jestem pod wrażeniem twoich protestów.
Glenda: - Dzięki, jestem Glenda Punkcik. Widziałam cię w
SimBrotherze Guukiego ale nie miałam pojęcia, że tu studiujesz!
Jacqui: - A, bo wiesz, tu
SimBrother, tam reklamy uczelni, ale wykształcenie jakieś trzeba mieć.
Glenda: - Masz absolutną rację... skoczymy na kawę?
I tak dni mijały... w ciepłe weekendy Glenda rozsiadała się z nowym laptopem na chodniku przed którymś z budynków uczelni... a jako uniwersytecka sława od protestów była wszędzie rozpoznawana...
Theresa: - Cześć, Glenda!
Ian: - Hej, Glenda!
Glenda: - O, cześć, cześć!
... także w kawiarni...
Baristka: - O, cześć, Glenda! Co podać?
Glenda: - Cappuccino waniliowe poproszę...
Baristka: - Dla ciebie na koszt firmy... za to wszystko, co dla nas robisz... już rektor trochę przystopował z tymi opłatami za naukę...
Glenda, w myślach: - Hmm... nie wiedziałam, że tak fajnie być kimś... ani o tym, że protesty coś dały...
Panna Punkcik spróbowała też swoich sił w malowaniu obrazów...
Niestety, przerwał jej swym telefonem Matthew, z dość nietypowym zaproszeniem...
Glenda: - No cześć, kochanie... Że gdzie? Przed aulą? Dobra, zaraz jadę!
Dość szybko znalazła się na miejscu. Przywitała się z Matthew tak, jakby go wcale nie pożegnała wczoraj.
Okazało się, że pomysłowy młody Landgraab zaprosił ją do walki na śnieżki.
Matthew: - No to teraz uważaj!
Glenda: - Dawaj, dawaj!
Matthew rzucił, Glenda uskoczyła zręcznie.
Glenda: - Jestem zwinna jak sarenka!
... ale zaraz potem zaryła tyłkiem w śnieg.
Glenda: - Ałaaa! Mój zadek!
Glenda: - Dobrze, Matthew, wystarczy już! Wygrałeś!
Nagrodą był pocałunek.
Podczas wielkich mrozów kilka razy odwołano zajęcia. Glenda wtedy grała sobie z kolegami z akademika w sok-ponga...
...i z reguły wygrywała, przez co jej współgracze chodzili opici sokiem jak bąki.
Aż nadszedł koniec pierwszego semestru...
...Glenda spakowała walizkę...
... pożegnała Uniwersytet...
... i pojechała na święta do domu...
...do Barnacle Bay.