Dzisiejsza relacja będzie trochę... dziwna, bo tu mam zdjęcia właśnie z tego okresu, kiedy moja gra odmawiała posłuszeństwa i wyłączała się po kilku minutach od załadowania. Dopiero pod koniec wszystko się układa jako tako, bo to już było po zwalczeniu błędu.
Jak już wspomniałam na zakończenie poprzedniej relacji, pierwszej nocy w akademiku Glenda położyła się spać w sukni balowej, zamiast w piżamie. Cóż, szalona...
Teraz nadszedł ranek, zadzwonił budzik, nasza rudowłosa studentka musi się ogarnąć przed pierwszym dniem wykładów.
Glenda: - A niech to lama opluje! Jakie te studenckie łóżka są niewygodne! Moje biedne plecy!
Szybkie śniadanko (nadal w tym samym stroju)
Glenda: - Ta zupa jakaś niedoprawiona... oni naprawdę tak kiepsko żywią studentów? Powinni zatrudnić mamę, już ona by się kuchnią zajęła...
Marcel tymczasem jeszcze się dobrze z piżamą nie pożegnał, a już znalazł na piętrze pokój z rozmaitymi rozrywkami dla studentów i dorwał się do laserowego rytmotronu. Zaczął tak rzępolić, że aż uszy puchły i z pewnością zrobił tym studentom, którzy jeszcze spali, przymusową pobudkę.
Jak na pierwszy dzień, zajęcia okazały się ciekawe. Glenda zapoznała się bliżej z tajemniczą maszyną, która podobno wpływa na mózgi...
...a w przerwach
dokonywała aktów wandalizmu zajmowała się pracą twórczą, czyli smarowała graffiti.
Późnym wieczorem, po zajęciach, zadowolona studentka wracała do domu.
Glenda: - To na dzisiaj koniec. Ciekawe, jak Marcelowi poszło na jego zajęciach... Zaraz, zaraz, a gdzie on tak właściwie jest...
SMS do Marcela:
Marcel, gdzie się podziewasz, ty przerośnięta szmacianko? Czekałam na ciebie pod budynkiem administracji, a ciebie nie było, choć podobno tam miałeś wykład. Wracaj do mnie ale to już! Czekam w akademiku!
I wtedy właśnie Marcel się objawił, jadąc na swoim poobtłukiwanym rowerze, wersja studencka.
Marcel: - Glenda... po co się denerwujesz, przetrzymali nas nieco dłużej, ten doktorant jest jakiś okropny, musiał skończyć wątek zanim nas do domu wypuścił.
I tak to sobie szło... rano wykłady i zajęcia, potem biblioteka... ale Glenda nie tylko się tam uczyła. Czasami też korzystała z komputera, by poczatować z kolegami z kampusu.
Nancy_Downs:
Glenda, co się dzieje z Marcelem? Choruje czy co?
GreenGlen:
Nie, a czemu pytasz? Cały czas przecież wychodzi o tej samej godzinie, co ja, bo wasza grupa zaczyna o tej samej godzinie, co moja...
Nancy_Downs:
Ale wczoraj i przedwczoraj go nie było...
GreenGlen:
Hmm, dziwne...dzięki za cynk!
Zastanawiała się nad tym jeszcze przez moment po wyłączeniu czatu, ale potem w ferworze nauki o tym zapomniała...
Marcel tymczasem wychodził z akademika tak jak powinien wychodzić i wracał mniej więcej tak, jak powinien...
Marcel: - No dobrze, dobrze, porozmawiamy jutro, teraz muszę kończyć, już na progu stoję! Paa!
Dobrze, że jego dziewczyna tego nie słyszała, bo zaczęłaby się mocno zastanawiać... Jednak ona miała inne sprawy na głowie.
Glenda: - Mpfhrrr! Na Wfechfiwątego, so wa fmród! No gde mógł wpaft ten wefyt! Jak nie wnajdę tych notatek, to jutro lewę i ffitę!
(mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć tego bełkotu
)
Zdrada!
Mijały dni. Glenda pilnie się uczyła i pokochała wieczorne zajęcia z maszyną do kontroli mózgów...
... zdobyła też pewną sławę wśród studentów, organizując udany protest na rzecz obniżenia rachunków za naukę.
Glenda: - Bo co to za kpina! Niby dają nam stypendia, ale tak naprawdę to one na nic nie starczają! Więc drodzy bracia i siostry! Stańmy do walki o to, by nam obniżyli albo wręcz znieśli opłaty za studia!
Studenci: - Racja! Racja! Glenda ma rację!
Studenci: - Glenda! Glenda! Glenda! Glenda na starostę grupy!
Po pierwszym proteście panna Punkcik wróciła do akademika tak zmęczona, że nie zwróciła uwagi na pewnego przystojniaka, który na tym jej proteście był, a który mieszkał w domu naprzeciwko...
Tajemniczy przystojniak, do siebie: - Hmm, nawet fajnie ta Punkcikówna gadała... ciekawe, gdzie mieszka...
Ech, facet, gdybyś się tylko odwrócił, miałbyś zaraz odpowiedź...
W ramach odpoczynku Glenda pograła na automacie w pokoju rozrywek na piętrze w ostatni hit firmy Simetronic Arts:
Kosmiczne polowanie na krowy.
Glenda: - No masz, masz, masz... łap tę mućkę, no czego jej żeś nie złapał... ale oferma... no łap następną, łap, łap, łap!
Marcel zaś... no właśnie. Marcela dawno nie widzieliśmy. Nasz były szmaciak często rano, zanim wyszedł z akademika, ćwiczył sobie na symulacyjnym szkieleciku...
Marcel: - No, dobrze... to teraz taki programik sprawdzimy...
Marcel: - No co ty, szkielet, to i ty do mnie wzdychasz? Ja wiem, że przystojniak ze mnie, ale żeby zaraz...
A tego felernego piątku, tuż po zajęciach, najpierw poszedł na siłownię, gdzie przez kilka ładnych godzin ćwiczył na bieżni...
... a potem bomba pękła. Nasi młodzi wybrali się do kręgielni. I co zrobił Marcel? Kiedy Glenda zajęła się grą w kręgle, ten drań ujawnił, gdzie tak znikał. Nawiązał romans z niejaką Betty Franklin i teraz, prawie na oczach Glendy, obściskuje się z nią i całuje!
Glenda odwróciwszy się, zobaczyła taki widok...
...i się wściekła.
Glenda: - A więc to tak, Marcel! Romansujesz z jakąś panienką za moimi plecami! Nie chcę cię znać! To dlatego na zajęcia chodziłeś sobie w kratkę, a gdyby nie Nancy, nawet bym o tym nie wiedziała! Zdradzasz mnie, a ja od zawsze cię kochałam! Od zawsze byliśmy razem, a ty sobie w dzindzibula sobie ze mną grasz! Nie chcę cię znać, powiedziałam!
Marcel: - G...Glenda...ja... ja...
Ale nasza pieguska dopiero się rozkręcała. Charakterek to ma chyba po swojej biologicznej mamusi, słynnej piosenkarce Nadji.
Glenda: - Po jaką cholerę ty ze mną szedłeś na te studia, jak ty pojęcia o życiu nie masz! A teraz wybrałeś! Możesz od razu po studiach szukać sobie mieszkania poza naszym domem, najlepiej ze swoją panienką, jak najdalej ode mnie i matki! A teraz won, patrzeć na ciebie nie mogę!
Marcel: - Dobrze, spoko, fajnie! W takim razie odchodzę! Rezygnuję ze studiów! Mam dosyć łażenia za tobą krok w krok, wcale tutaj przyjeżdżać nie chciałem! Betty, idziemy!
Jak powiedział, tak zrobił. Razem ze swoją przygruchaną Betty Marcel opuścił kręgielnię.
Glenda wściekła się tak, że aż założyła swoją firmową minę.
Glenda, do siebie: - Wymoczek! Szmaciany fajfus! Niech spada na bambus! Obejdę się bez niego! A tyle dla niego zrobiłam, po eliksiry jeździłam, ożywiałam... ech, faceci!
Jeszcze tego samego wieczora Marcel zrezygnował z dalszej nauki i opuścił akademik. Glenda widziała go po raz ostatni w swoim życiu.
Glenda, której po tej zdradzie wiernego, zdawałoby się, przyjaciela, odechciało się wszystkiego, wróciła do akademika, a tam od razu złapała za telefon i zadzwoniła do Lucky Mamy.
Glenda: - Cześć, mamo, czy ty wiesz, co mnie spotkało? Marcel właśnie mnie zdradził i opuścił studia z jakąś panienką.Co? ... Tak, tak, dobrze mamuś słyszałaś. Taki się zrobił drań.
Glenda: - Gdyby pojawił się w domu, wyrzuć go na pysk, nie chcę go w naszej rodzinie... ty chyba w takim wypadku też nie? Co? Nie, to nie jest żaden chwilowy kaprys, po prostu mam go już dosyć, chamski się zrobił ostatnio.
Aby się odstresować, Glenda imała się na kampusie rozmaitych zajęć. Tutaj, jak jej potomek Nesmuth za ileś tam lat, grabi liście...
...a gdy ją naszła ochota na lody, znalazła i furgonetkę, a w niej... no jak to kogo, znajomego pana lodziarza.
Glenda: - O, dzień dobry panu! Pamięta mnie pan? Zawsze kupuję lodowego króliczka, poproszę i teraz!
Lodziarz: - O nie, to znowu ty? Nawet tutaj jesteś? Zawsze cię nosi tam, gdzie cię nie posiali! Masz tego króliczka i już, uciekaj!
Glenda, do siebie: - Jakiś dziwny ten facet, wyraźnie się mnie boi, nie wiem, czemu...
Lizu...lizu... liz... Lizu... liza... Eliza... Eli zad!
Na wykłady, oczywiście, też uczęszczała. Razem ze swoją koleżanką, Lucy.
Lucy: - Psst, on naprawdę to zrobił? Z Betty Franklin? Na twoich oczach?
Glenda: - Tak, chamsko się obcałowywali! Mało sobie twarzy nie powysysali nawzajem. Wolę nie myśleć, co robili, kiedy nie było ich na zajęciach! Ale u mnie krótka piłka, popędziłam mu kota i mam go z bańki!
Jednak mimo tych pogaduszek była pilną studentką, bo posiadała coś, co zwie się podzielnością uwagi.
Glenda: - Mam pytanie, panie profesorze!
Glenda: - No dobrze, mówił pan, że z tego całego Simtanium możemy otrzymać pierwiastek zwany Plumbobus... ale jaką drogą go pozyskujemy?
Tymczasem Lucy sobie spokojnie usnęła... pierwiastki i metale uznała za zwyczajnie nudne.
Wieczorami chodziła na imprezy... została nawet mistrzynią przyjęć w strojach kąpielowych oraz stójek na beczce... w czym celował również Avi, ten ze zwiastuna
Studenckiego Życia.
A tańczyła tak... oryginalnie, że często studenci uwieczniali ją telefonem.
Wreszcie aby nie siedzieć wiekami w bibliotece, bo potem jej się wracać w zimne, jesienne wieczory nie chciało, zakupiła za grosze używany komputer i zainstalowała go w akademiku.
Glenda: - No żesz na wąsy i okulary Willa Wrighta! Dlaczego ten gruchot nie działa? To maleństwo powinno zaczepić się tutaj o to świństwo i powinno grać!
I o, proszę, jaki z niej haker i oszust. Zaczęła nocne włamania do komputerów uczelnianych i nielegalne poszukiwania odpowiedzi na testy egzaminacyjne.
Nie ma nic lepszego niż sterczenie o 8:00 rano przed budynkiem, w którym ma się zajęcia i czekanie na łaskawego wykładowcę...
... i dziki sprint przez tereny uniwersyteckie na kolejne zajęcia. Glendzie przyrost wagi nie grozi.
No i obowiązkowo trzeba kilka razy w tygodniu porozmawiać z matką, coby ta się nie zamartwiała o córeczkę.
Glenda: - Halo? Tak, tak, mamo... a nie mówiłam, że się w domu pokaże? Sam był chociaż? ... Co? ... Aha... Dobrze zrobiłaś, żeś go wywaliła na zbity pysk! Niech sobie teraz radzi sam, jak taki mądry.
Jak widać, ulubionym strojem domowym Glendy jest kostium kąpielowy
Często też zaglądała do kręgielni... a tego szczególnego dnia pojawiła się tam także w stroju kąpielowym (z którym się ostatnio prawie nie rozstaje mimo okropnej, jesiennej pogody) i wzbudziła zainteresowanie nie tyle swym stylem gry, co ubiorem właśnie. A zainteresował się nią nikt inny, tylko tajemniczy przystojniak z protestu...
Glenda, do siebie, pod nosem: - I zamach...
Tajemniczy przystojniak, również mrucząc do siebie pod nosem: - O, panna od protestów, jak jej tam... Punkcikówna! Hmm, ma oryginalny styl ubierania, to fakt, prawdę chłopaki mówili... ale gra jak stary zawodowiec.
Reszta innym razem