Dziękuję za miłe słowa
Aktualne drzewko genealogiczne rodziny na pierwszej stronie tematu.
Co do dalszych relacji - właśnie włączyłam grę na zapisie z Glendą, postaram się coś ugrać na kilka relacji i wstawić
Przepraszam, że tak długo czekaliście na kolejną relację, ale prawie nie grałam, a jak grałam, to potomkami Glendy, no i musiałam jeszcze uporządkować zdjęcia. Teraz daję wam coś takiego:
Dzień jak co dzień...
Łapa postanowiła wyruszyć na mała wyprawę i...
... i może coś wyniuchać.
Lucky Mama tymczasem wisi na telefonie.
Lucky Mama: - Tak, tak, Mary... możesz przynieść maleństwo, spokojnie, dołączę ją do swojej gromadki podopiecznych, nie ma problemu. Dobrze, tak... o dziewiątej rano zaczynam... z reguły.
Dzień za dniem
Tymczasem Henryk znowu pędzi przez miasto. Kolejne trzęsienie ziemi było... ciekawe, ilu teraz strażaków ze swojej ekipy znajdzie przywalonych stropem?
Najpierw gasi pożar w czyimś garażu...
Potem naprawia nieszczelną kuchenkę...
Henryk, pod nosem, do siebie: - A co ja, majster-klepka, żeby kuchenki naprawiać? Ludzie, zainstalujcie sobie czujnik gazu, jak Wszechwidzacego kocham...
Na koniec uwalniał mieszkańców domu z zawaliska...
Henryk: - I raz!
Henryk: - I dwa!
Henryk: - I trzy!
Jakoś tym razem obyło się bez strażaków pod gruzami... może dlatego, że wszyscy leżą w szpitalu i liżą rany po ostatnim.
Nieco później, w domu, Henio pamięta o utyrzymywaniu dobrej kondycji i ćwiczy w piwnicznej siłowni.
*****
Każdego ranka Henio Punkcik biega...
...czasami aż tak się w tym bieganiu zapamiętuje, że dociera w ten sposób do pracy. W sumie odkąd się przeprowadzili, nie ma tak daleko.
Za to w remizie...
Strażak Wiluś, którego już wypuścili ze szpitala: - Panie komendancie, mamy kolejny pożar na Floksowej!
Czy Henryk ma inne wyjście? Musi pojechać na Floksową i ugasić kolejny pożar...
Henryk, pod nosem: - Tyle razy mówiłem tej starej głupiej babie, żeby sprawdzała wszystkie kurki kuchenki, zanim wyjdzie z domu... to nie... całe miasto w końcu sfajczy, stara prukwa.
Marcel wydziwia nad terrarium z wiewiórką Glendy.
Marcel: - Szpuluj, mała, szpuluj! Może podepniemy ten twoj kołowrotek pod generator prądu i będziesz darmowym źródłem energii...
Ewa, znad przygotowywanej własnie kolacji: - Daj spokój, Marcelku, ile tego prądu by to maleństwo wyprodukowało... Nawet by nie starczyło na latarkę kieszonkową.
Glenda tymczasem jest na wieczornym spacerze z Łapą. Spotkała kolegę.
Evan: - Cześć, Glenda!
Glenda: - O, cześć, Evan!
Po kolacji Lucky Mama dorwała gazetę, której Henryk nie miał okazji przeczytać, bo pobiegł do pracy...
Lucky Mama: - Hmm...reklama Festiwalu Jesieni... Lamy z SimCity wygrywają dwa do jaja z Gnomami z Uniwersytetu... Henryk Punkcik otrzymał nagrodę dla Strażaka Roku?! Że co? I rodzina nic o tym nie wie?
Kiedy Henryk wrócił do domu, wszyscy już spali, Ewa nie zdążyła mu zrobić awantury o utajony tytuł...
*****
Kolejny ranek. W Barnacle Bay ponuro, jesiennie i deszczowo... przynajmniej raz pogoda i pora roku w grze pasują do tego, co mam za oknem w realu... bo u potomków Glendy trwa w najlepsze wiosna. Ewunia w ten deszczowy dzień ma wolne i postanowiła wybrać się do lokalu z karaoke. Henryk w pracy walczy z potężnym pożarem, jak na Strażaka Roku przystało...
Łapa pilnuje domu...
a Glenda z Marcelem na wycieczce szkolnej.
Ewa sobie śpiewa... (rym zamierzony jak najbardziej).
Lucky Mama: - Czeeerwoneee koraaaleee...!
W tle panienka miastowa, która zwie się Juliet Verona. Aluzja do Kapuletów i Monteków z TS2 z Werony?
No tu już z mocniejszej artylerii Henryk wystartował. Zwykła gaśnica nie wystarczy, Henio użył węża...
Tymczasem Lucky Mama zrobiła sobie głupawe zdjęcie i podziwia rezultat
*****
Dzień za dniem. Kolejny jesienny ranek.
Glenda: Dawaj, Marcel, szykujemy się do szkoły!
Marcel: - Szkoła, szkoła... nie chce mnie się tam iść... poza tym jest za wcześnie, szósta rano, autobus mamy o ósmej!
Glenda: - Nie zrzędź, tylko się ogarnij i nakarm kury! Ja zrobię śniadanie, bo mama już pewnie na dole z maluchami.
Marcel posłuchał Glendy i karmi kury.
Glenda: - Hehe, ależ on mnie słucha...
Piekne miny. Szalona, naprawdę.
Lucky Mama w podziemnym pokoju zabaw dla dzieci ze swoimi podopiecznymi. Niestety, możliwości kadrowania w tym pokoiku są małe, dlatego tu widać tylko jedno dziecko, podczas gdy w pokoju znajduje się cała czwórka.
Ostatnio Glenda przyrządziła paskudne spalone gofry...ale się nie poddaje i teraz próbuje po raz kolejny.
Glenda: - No, dzisiaj to ja robię sniadanie!
No! I tym razem wyszły dziewczynce bardzo dobre gofry! Brawa dla Glendy!
Glenda, do siebie: - A jednak posiadanie matki z talentem kulinarnym na coś się przydaje. Talent się dziedziczy... nawet, gdy matka jest matką przybraną, a nie biologiczną
A po śniadaniu...
Marcel: - Glenda... wiem, że do niedawna byłem tylko szmacianą kukiełką, którą miętosiłaś i trzymałaś przy łóżku, ale...
Glenda: - Ale co, Marcelku?
Marcel: - Ale teraz jestem prawdziwym Simem... a w czwartek jest studniówka... pójdziesz ze mną?
Glenda: - Marcelku, nie myśl już o tym, co kiedyś było. Teraz nie jesteś kukiełką, jak Pinokio, tylko prawdziwym chłopcem! No i znamy się naprawdę długo. Tak, pójdę z tobą na studniówkę.
Marcel: - Dziękuję, Glenda! I wybacz, ale...
"...musze to zrobić" - dokończył w myslach, całując naszą szaloną pieguskę.
No i proszę! Pierwszy pocałunek Marcela i Glendy!
Zaskoczona w pierwszej chwili Glenda odwzajemniła pocałunek.
Zakochana para Jacek i Bar... Marcel i Glenda! Oby tylko ich dorośli nie nakryli. Henryk by pewnie się zasmucił, że jego mała córeczka już dorosła na tyle, by się całować z chłopakami, natomiast Ewa... oj, Ewa by zaraz walnęła Glendzie kazanie, że teraz to powinna się uczyć, a randki i chłopaków wybić sobie z tej rudej, piegowatej główki. Na szczęście Henryk pojechał do pożaru, a Ewa jest na dole z dziećmi...
Po tych ekscesach pocałunkowych młodzi wzięli się za odrabianie lekcji, bo przypomnieli sobie, że wczoraj tego nie zrobili.
Marcel: - Glenda, kojarzysz, jak się obliczało te funkcje? Coś pokićkałem w wykresie...
Glenda: - Ja chyba też, bo jakieś dziwne liczby mnie tutaj wyszły, a i linia na wykresie raczej nie powinna wyjść w kształcie Plumboba... widzisz, jednak dobrze, że wstaliśmy wczesniej.
Nowa czapka Glendy...
Glenda, w nowej czapce-misiu, biegnie do autobusu szkolnego. O dziwo, póki co ubiera się tak, jak powinna, w ubranie wierzchnie
Marcel, idąc do drzwi: - Glenda, gdzie tak lecisz, spokojnie zdążymy...
Na koniec pieskie śniadanie naszej Łapy.
Mam tego więcej, ale to już na następny raz