Rodzina Punkcik-Landgraab - Żegnaj, studenckie życie!
Żegnaj, studenckie życie!
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Szybko przez życie Punkcików
Na kolejnej lekcji Celeste i jej koledzy z klasy pewnie będą odmieniać "dodatek", "zestaw" i "pakiet rozgrywki".
Glenda chyba spała w tej wieczorowej sukni i makijażu. Że też jej się fryzura nie zmierzwiła... Eh, zazdroszczę.
Czy Henryk aby nie używa służbowego wozu niezgodnie z przeznaczeniem? A co by było, gdyby nagle wybuchł pożar, a wóz byłby zaparkowany pod jakąś restauracją kilkanaście kilometrów od remizy?
A tak na marginesie, umięśnienie Henryka mnie przeraża. Te lśniące, hebanowe muskuły... brrr!
Glenda chyba spała w tej wieczorowej sukni i makijażu. Że też jej się fryzura nie zmierzwiła... Eh, zazdroszczę.
Czy Henryk aby nie używa służbowego wozu niezgodnie z przeznaczeniem? A co by było, gdyby nagle wybuchł pożar, a wóz byłby zaparkowany pod jakąś restauracją kilkanaście kilometrów od remizy?
A tak na marginesie, umięśnienie Henryka mnie przeraża. Te lśniące, hebanowe muskuły... brrr!
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Szybko przez życie Punkcików
Robi się coraz to ciekawsza ta historia czekam na dalszy jej rozwój.
Jestem ciekawa jak im pójdzie na studiach.
Jestem ciekawa jak im pójdzie na studiach.
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Szybko przez życie Punkcików
Facet, który przyniósł Ewie dziecko pod opiekę, faktycznie, świetnie go gra ubrała Komentarz Henryka jeszcze lepszy
Glenda jest naprawdę zdrowo szurnięta - przed pójściem do szkoły rozstawmy sobie namiot
Państwo Punkcik są naprawdę bardzo romantyczni i świetnie spędzają razem czas Ale jazda wozem strażackim na randkę? Heniu, Heniu!
Zez Glendy jest boski.
Łyse-Szajstwo i Włochaty-Bajer. Też bym za Chiny nie kupiła czegoś, co się tak nazywa.
Widzę, że koledze Henryka znów udało się wpakować pod zawalisko. Ileż ten biedny pan Punkcik ma roboty z nimi...
A w domu też nie ma spokoju, bo Marcel psikusuje...
Czekam na ciąg dalszy.
Noo! Mnie też wkurza zła odmiana tego słowaGlenda: - Pisz, Celeste, i naucz się tego na pamięć, żeby potem recytować z zamkniętymi oczami obudzona w środku nocy: Mianownik: akcesoria. Dopełniacz: akcesoriów. Celownik: akcesoriom. Biernik: akcesoria. Narzędnik: akcesoriami. Miejscownik: o akcesoriach. Wołacz: akcesoria!
Glenda jest naprawdę zdrowo szurnięta - przed pójściem do szkoły rozstawmy sobie namiot
Genialne przekleństwo Zacznę chyba stosować w życiu codziennym Dzięki, Indra.a niech to lama opluje!
Państwo Punkcik są naprawdę bardzo romantyczni i świetnie spędzają razem czas Ale jazda wozem strażackim na randkę? Heniu, Heniu!
Niezłe rozterki Gdyby ją kosmici porwali, szybko by ją oddali z powrotem, bo, znając ją, próbowałaby wszystko odkręcić, nacisnąć i narobiłaby katastrofy...Glenda, do siebie: - Nie no... Akademia Klasyczna odpada, straszne tam sztywniaki chodzą i nie ma bractw studenckich... a na Nowej Politechnice jest za bardzo pustynnie i za blisko Dziwnowa leży, jeszcze mnie jakieś Ufoki porwą i będzie jak z Bellą Ćwir...no to tylko Uniwersytet Simowy pozostaje... sprawdźmy, jakie dokumenty trzeba wysłać tym zapleśniałym profesorkom...
Aż to lenciaj jeden! Najlepiej iść na łatwiznę i pójść na studia tam, gdzie Glenda pójdzie...Marcel tymczasem nie martwi się wyborem uczelni, bo i tak pójdzie tam, gdzie Glenda. Zamiast tego, w jej zastępstwie opiekuje się kurnikiem i bawi z kurczątkami.
Zez Glendy jest boski.
Łyse-Szajstwo i Włochaty-Bajer. Też bym za Chiny nie kupiła czegoś, co się tak nazywa.
Skąd ty bierzesz te teksty? Eli zad!Lizu... lizu... liz... lizu... lizu... liza... Eliza... Eli zad!
Najwyraźniej Glenda lubi pana lodziarza, ale, niestety, bez wzajemności...Glenda: - Hmm... co się stało temu miłemu panu, że odjechał tak szybko?
Widzę, że koledze Henryka znów udało się wpakować pod zawalisko. Ileż ten biedny pan Punkcik ma roboty z nimi...
A w domu też nie ma spokoju, bo Marcel psikusuje...
Czekam na ciąg dalszy.
- Kapitan Indra
- Główni Administratorzy
- Scenarzysta
- Konserwator
- Posty: 3285
- Rejestracja: 30 paź 2013, 19:17
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Szybko przez życie Punkcików
No dobra! Po dłuższej przerwie Indra wraca do Punkcików, bo nacykała fotek na zapas, tylko nie było kiedy sklecić z tego historyjki...
Po skończonym dniu pracy, Lucky Mama i Henryk spędzają trochę czasu w ogrodzie.
Lucky Mama: - No popatrz, Heniu, jak ten czas leci... niedawno odbieraliśmy malutką Glendę z domu dziecka... a teraz nasza córka już składa papiery na uczelnię...
Henryk: - Taak... nie tak dawno w koronie z papieru stawała na krześle i rządziła królestwem, machając berłem z tłuczka do ziemniaków a tu... niedługo porwie nam ją jakiś laluś, który uzna, że ją śmiertelnie kocha...
Lucky Mama: - Heniu, przecież wiadomo, że Glenda kiedyś wyjdzie za mąż i nas opuści... zachowujesz się nieco nadopiekuńczo, ale i tak cię kocham.
Henryk: - A ja ciebie, Ewuniu, a ja ciebie... ale... czy ona nie kocha Marcela, z wzajemnością raczej?
Lucky Mama: - To jeszcze dzieci, wszystko jeszcze może się zmienić...
Henryk nie chciał dalej dyskutować. Znał sposób, by to zakończyć.
*****
Szczęśliwe dni Punkcików.
Po południu w piątek Glenda wróciła ze szkoły z Fawn, z którą miała się razem uczyć do klasówki z simlisha.
Fawn: - Eee... stara, ty kojarzysz coś z tej lekcji? Przecież na pewno wciśnie tam pytania o średniowieczne teksty Piotrean i wtedy leżę, bo ni w ząb nie zrozumiałam, o co mu chodzi...
Glenda: - No to obie leżymy i dostaniemy pały jak stąd do Redwood City... ja na tamtej lekcji grałam z Marcelem w statki, bo też nic nie kumałam. Myślałam, że doczytam potem w książce na spokojnie.
Po długich bojach, przekleństwach o pluciu lam, wzywaniach Wszechwidzącego oraz Willa Wrighta nadaremnie...
Glenda: - No, stara! Umiemy! Przybij pionę!
Fawn: - Cud się stał, że to ogarniamy! Piona!
Zwabiona okrzykami Lucky Mama, wchodząc do kuchni zauważyła, że dziewczyny wcale się nie uczą, nic a nic, za to grają w Papier, nożyce, kamień.
Ewa: - To co, dziewczynki? Nauczyłyście się wszystkiego?
Fawn: - Tak, ciociu, wykute na blachę! Dawaj, stara, raz, dwa...
Glenda: - O... a niech to lama opluje... mam papier.
Fawn: - Przegrałaś, laska! Ha, ha, ha!
Glenda nagle dostała jednego ze swoich odpałów. Nieco tym przyjaciółkę wystraszyła.
Glenda: - Aaargh!
Fawn: - Ach! G... Glenda?
Glenda: - Wrrr! Idź precz! Oszukiwałaś, dlatego przegrałam!
Fawn: - Nn.. nie oszukiwałam... Dobrze się czujesz? Zawołać twoją mamę?
Glenda, nagle zupełnie normalna: - No co ty, po co? Przecież tylko sobie żartowałam. Masz, zobacz ten filmik, obśmiać się można jak norka. Popatrz tylko, co ten głupek tam robi!
Fawn natychmiast zapomniała o wyskoku przyjaciółki, którą przecież zna od lat i wiele widziała w jej wykonaniu.
Fawn: - Nie no... Ha ha ha! Faktycznie, co za palant! Przecież w taki sposób lamy nie wydoi! Do tego jeszcze samca! Ha ha ha!
Zanim Henryk odprowadził Fawn do domu, dziewczyny trochę sobie potańczyły przy muzyce.
Oczywiście wracając, pan Punkcik nie odmówił sobie wieczornej przebieżki.
A gdy już wrócił, zabrał się do konserwacji alarmu, bo ten coś według niego szwankował.
Henio, nucąc pod nosem: - I pięknym czerwonym wozem w zachód słońca cię powiozę... na na na...
*****
Sobota rano. Glenda postanowiła wreszcie skorzystać z namiotu ale...
... ale zaraz zawołała ją matka, która wczoraj wieczorem wyciągnęła ze skrzynki pocztowej testy próbne na studia, i zapomniała o nich, zajęta figielkami z mężem. Teraz sobie o nich przypomniała i Glenda zabrała się za te próbne zadania...
Glenda: - Hmm... ile studentek jest w bractwie Stowarzyszenie Tri-War?
Glenda: - Banalne pytanie, przecież trzy! Jakie te wszystkie zadania są prościutkie! Pff!
Marcel, niestety, biedził się z testem dłużej. Przez większość życia był przecież szmacianą laleczką i nie miał pojęcia o Uniwersytecie.
Marcel: - Hmm... ile bractw jest na Akademii Klasycznej? A skąd mam wiedzieć, ale odpowiedź, że nie ma żadnego odpada, na pewno jest błędna...
Marcel: - Jaką maskotkę ma Uniwersytet Simowy? No nie wiem, ale lama jest zbyt oczywista, stawiam, że to będzie krowa.
Po teście młodzi upiekli sobie pianki w palenisku przed namiotem.
Glenda: - No i jak ci poszło, Marcelku?
Marcel: - A, nie wiem... napisałem, że maskotką Uniwersytetu Simowego jest krowa...
Glenda z wrażenia spaliła swoją piankę.
Glenda: - Że co?
Glenda, patrząc na swoją spaloną piankę: - Marcel! Było mnie spytać! Jaka krowa, chłopie, no przecież lama!
Marcel: - Pff, przecież na szczęście to tylko testy próbne! Nie liczą się, prawda?
Glenda: - No niby nie, ale potem jednak na to patrzą trochę, kiedy ustalają listę stypendystów.
Potem Glenda pojechała po wyniki testów do Ośrodka Naukowego.
Po powrocie pochwaliła się Marcelowi.
Glenda: - Marcelku, popatrz, jak super mnie poszło!
Wynik jej testu był przepiękny - gdyby startowała już teraz, otrzymałaby pełne stypendium.
Wynik testu Marcela był tak... okropny, że nie będziemy go tu pokazywać, coby chłopaka kompletnie nie zdołować.
Mimo że jesień i zimno, młodzi uparli się spać w namiocie. Przezorna Glenda wlazła doń w zimowej kurtce i czapce.
Tymczasem Ewa postanowiła wyjść z Łapą na wieczorny spacer.
Lucky Mama: - Łapa! Spacerek! Spacerek! Ale stójże grzecznie i pozwól założyć sobie tę smycz!
Łapa: - Mmhmm... mii! Mii! Psik! Hau, hau! Wrr! Psik! (tłumaczenie: No stoję przecież, ale pośpiesz się z tą smyczą!).
Kawałek od domu Łapa wyniuchała odpowiednie miejsce, coby... coś zostawić.
Na szczęście na trawniku, a nie na chodniku, jak jej się kiedyś przytrafiało.
Ewa: - Dobra, grzeczna Łapa! Na trawie zrobiła, grzeczny piesek.
Łapa w myślach: - Co za ulga!
Niesamowicie groźne psisko tropi wymyślone koty w parku.
Zanim wróciły do domu, Lucky Mama samotnie pograła w szachy pozwalając, żeby Łapa trochę sobie pobiegała.
W domu psisko padło jak betka.
*****
Zimny, niedzielny poranek, jeszcze nie świtało. Młodych w namiocie obudził... chłód.
Glenda: - E, do kitu ten namiot, zimno w nim jak pieron. Marcel, idziemy do domu!
Marcel: - Masz rację, chodźmy! Marzę o ciepłej herbacie.
Ponieważ rodzice jeszcze nie wstali, Glenda zajęła się przygotowywaniem swoich nieśmiertelnych naleśników na śniadanie...
... a Marcel zabrał się za sprzątanie w kuchni.
W międzyczasie wstała też Łapa i zjadła swoje psie śniadanko.
Marcel: - Czym nadziałaś te naleśniki? Jabłkiem?
Glenda: - Tak, jabłkiem z dodatkiem cynamonu, przepis mamusi...
Glenda: - Jeszcze tylko posypać troszkę cynamonem z wierzchu i... voila!
Gdy wszyscy już wstali, śniadanie zjedli przed domem.
Henryk: - Doskonałe te naleśniki! Jesteś mistrzynią, córeczko.
Lucky Mama: - Dzieciaki, dziś niedziela, może wybierzemy się na festiwal jesieni, co o tym sądzicie?
Glenda: - Tak, super, pojedźmy!
Marcel: - Nie wiem, o co chodzi, bo nie byłem jeszcze na żadnym festiwalu, ale skoro Glenda chce, to pojedźmy.
Jak powiedzieli, tak zrobili. Cała rodzina zapakowała się do samochodu Lucky Mamy i pojechali do parku. Tylko Łapa została na straży domostwa.
Ewa, Glenda i Henryk wzięli udział w konkursie poławiania jabłek...
... a w tym czasie Marcel skusił się na odwiedziny w domu strachów.
Najlepszym poławiaczem jabłek okazała się oczywiście Lucky Mama, nasza wieczna farciara, a Glendzie, jej pechowej córce, poszło najgorzej.
Później Glenda poszła sobie pomalować twarz, ale facet w namiocie jakoś nie wywiązał się dobrze ze swojego zadania.
Glenda: - No niech to lama opluje! Co on zrobił z moją buźką?
Henryk też poszedł odwiedzić dom strachów.
Lucky Mama natomiast w tym czasie pobawiła się w farmerkę i porozrzucała trochę siana widłami.
Ewa: - W sumie to się zastanawiam, po kiego grzyba to robię... ale i tak jest fajnie.
Kiedy i pan Punkcik skusił się na pomalowanie twarzy, a facet w namiocie wypacykował go w trupią czachę, Ewa uznała, że dosyć tej zabawy.
Lucky Mama: - No nie, Heniu! Ile ty masz lat? Wyglądasz jak jakaś śmierć. Nie przyznaję się do ciebie! Wracamy!
Po powrocie do domu Ewa poszła spać, a Henryk nie odmówił sobie przyjemności zjedzenia loda w rożku - cały czas z wymalowaną twarzą.
Marcel porozpieszczał trochę Łapę. Który pies nie lubi miziania po brzuszku?
Marcel: - Kochana, dobra Łapa! Dzielna psinka, tak odważnie pilnujesz naszego domu.
Łapa: - Hmm... mmii... miii... hmmm...wrrr... (tłumaczenie: Kocham was i dlatego pilnuję. Miziaj, miziaj!).
Glenda spędziła trochę czasu przed snem w wannie.
Glenda: - No, nareszcie się zmyło to paskudztwo z mojej ślicznej buźki.
A potem Marcel wykąpał Łapę.
Marcel: - Będziesz puchata i pachnąca.
Łapa znosiła kąpiel i suszenie ze stoicką cierpliwością.
Potem dom Punkcików pogrążył się we śnie.
Macie tyle. Reszta fotek to już będzie następna relacja. Dosyć... ważna.
Po skończonym dniu pracy, Lucky Mama i Henryk spędzają trochę czasu w ogrodzie.
Lucky Mama: - No popatrz, Heniu, jak ten czas leci... niedawno odbieraliśmy malutką Glendę z domu dziecka... a teraz nasza córka już składa papiery na uczelnię...
Henryk: - Taak... nie tak dawno w koronie z papieru stawała na krześle i rządziła królestwem, machając berłem z tłuczka do ziemniaków a tu... niedługo porwie nam ją jakiś laluś, który uzna, że ją śmiertelnie kocha...
Lucky Mama: - Heniu, przecież wiadomo, że Glenda kiedyś wyjdzie za mąż i nas opuści... zachowujesz się nieco nadopiekuńczo, ale i tak cię kocham.
Henryk: - A ja ciebie, Ewuniu, a ja ciebie... ale... czy ona nie kocha Marcela, z wzajemnością raczej?
Lucky Mama: - To jeszcze dzieci, wszystko jeszcze może się zmienić...
Henryk nie chciał dalej dyskutować. Znał sposób, by to zakończyć.
*****
Szczęśliwe dni Punkcików.
Po południu w piątek Glenda wróciła ze szkoły z Fawn, z którą miała się razem uczyć do klasówki z simlisha.
Fawn: - Eee... stara, ty kojarzysz coś z tej lekcji? Przecież na pewno wciśnie tam pytania o średniowieczne teksty Piotrean i wtedy leżę, bo ni w ząb nie zrozumiałam, o co mu chodzi...
Glenda: - No to obie leżymy i dostaniemy pały jak stąd do Redwood City... ja na tamtej lekcji grałam z Marcelem w statki, bo też nic nie kumałam. Myślałam, że doczytam potem w książce na spokojnie.
Po długich bojach, przekleństwach o pluciu lam, wzywaniach Wszechwidzącego oraz Willa Wrighta nadaremnie...
Glenda: - No, stara! Umiemy! Przybij pionę!
Fawn: - Cud się stał, że to ogarniamy! Piona!
Zwabiona okrzykami Lucky Mama, wchodząc do kuchni zauważyła, że dziewczyny wcale się nie uczą, nic a nic, za to grają w Papier, nożyce, kamień.
Ewa: - To co, dziewczynki? Nauczyłyście się wszystkiego?
Fawn: - Tak, ciociu, wykute na blachę! Dawaj, stara, raz, dwa...
Glenda: - O... a niech to lama opluje... mam papier.
Fawn: - Przegrałaś, laska! Ha, ha, ha!
Glenda nagle dostała jednego ze swoich odpałów. Nieco tym przyjaciółkę wystraszyła.
Glenda: - Aaargh!
Fawn: - Ach! G... Glenda?
Glenda: - Wrrr! Idź precz! Oszukiwałaś, dlatego przegrałam!
Fawn: - Nn.. nie oszukiwałam... Dobrze się czujesz? Zawołać twoją mamę?
Glenda, nagle zupełnie normalna: - No co ty, po co? Przecież tylko sobie żartowałam. Masz, zobacz ten filmik, obśmiać się można jak norka. Popatrz tylko, co ten głupek tam robi!
Fawn natychmiast zapomniała o wyskoku przyjaciółki, którą przecież zna od lat i wiele widziała w jej wykonaniu.
Fawn: - Nie no... Ha ha ha! Faktycznie, co za palant! Przecież w taki sposób lamy nie wydoi! Do tego jeszcze samca! Ha ha ha!
Zanim Henryk odprowadził Fawn do domu, dziewczyny trochę sobie potańczyły przy muzyce.
Oczywiście wracając, pan Punkcik nie odmówił sobie wieczornej przebieżki.
A gdy już wrócił, zabrał się do konserwacji alarmu, bo ten coś według niego szwankował.
Henio, nucąc pod nosem: - I pięknym czerwonym wozem w zachód słońca cię powiozę... na na na...
*****
Sobota rano. Glenda postanowiła wreszcie skorzystać z namiotu ale...
... ale zaraz zawołała ją matka, która wczoraj wieczorem wyciągnęła ze skrzynki pocztowej testy próbne na studia, i zapomniała o nich, zajęta figielkami z mężem. Teraz sobie o nich przypomniała i Glenda zabrała się za te próbne zadania...
Glenda: - Hmm... ile studentek jest w bractwie Stowarzyszenie Tri-War?
Glenda: - Banalne pytanie, przecież trzy! Jakie te wszystkie zadania są prościutkie! Pff!
Marcel, niestety, biedził się z testem dłużej. Przez większość życia był przecież szmacianą laleczką i nie miał pojęcia o Uniwersytecie.
Marcel: - Hmm... ile bractw jest na Akademii Klasycznej? A skąd mam wiedzieć, ale odpowiedź, że nie ma żadnego odpada, na pewno jest błędna...
Marcel: - Jaką maskotkę ma Uniwersytet Simowy? No nie wiem, ale lama jest zbyt oczywista, stawiam, że to będzie krowa.
Po teście młodzi upiekli sobie pianki w palenisku przed namiotem.
Glenda: - No i jak ci poszło, Marcelku?
Marcel: - A, nie wiem... napisałem, że maskotką Uniwersytetu Simowego jest krowa...
Glenda z wrażenia spaliła swoją piankę.
Glenda: - Że co?
Glenda, patrząc na swoją spaloną piankę: - Marcel! Było mnie spytać! Jaka krowa, chłopie, no przecież lama!
Marcel: - Pff, przecież na szczęście to tylko testy próbne! Nie liczą się, prawda?
Glenda: - No niby nie, ale potem jednak na to patrzą trochę, kiedy ustalają listę stypendystów.
Potem Glenda pojechała po wyniki testów do Ośrodka Naukowego.
Po powrocie pochwaliła się Marcelowi.
Glenda: - Marcelku, popatrz, jak super mnie poszło!
Wynik jej testu był przepiękny - gdyby startowała już teraz, otrzymałaby pełne stypendium.
Wynik testu Marcela był tak... okropny, że nie będziemy go tu pokazywać, coby chłopaka kompletnie nie zdołować.
Mimo że jesień i zimno, młodzi uparli się spać w namiocie. Przezorna Glenda wlazła doń w zimowej kurtce i czapce.
Tymczasem Ewa postanowiła wyjść z Łapą na wieczorny spacer.
Lucky Mama: - Łapa! Spacerek! Spacerek! Ale stójże grzecznie i pozwól założyć sobie tę smycz!
Łapa: - Mmhmm... mii! Mii! Psik! Hau, hau! Wrr! Psik! (tłumaczenie: No stoję przecież, ale pośpiesz się z tą smyczą!).
Kawałek od domu Łapa wyniuchała odpowiednie miejsce, coby... coś zostawić.
Na szczęście na trawniku, a nie na chodniku, jak jej się kiedyś przytrafiało.
Ewa: - Dobra, grzeczna Łapa! Na trawie zrobiła, grzeczny piesek.
Łapa w myślach: - Co za ulga!
Niesamowicie groźne psisko tropi wymyślone koty w parku.
Zanim wróciły do domu, Lucky Mama samotnie pograła w szachy pozwalając, żeby Łapa trochę sobie pobiegała.
W domu psisko padło jak betka.
*****
Zimny, niedzielny poranek, jeszcze nie świtało. Młodych w namiocie obudził... chłód.
Glenda: - E, do kitu ten namiot, zimno w nim jak pieron. Marcel, idziemy do domu!
Marcel: - Masz rację, chodźmy! Marzę o ciepłej herbacie.
Ponieważ rodzice jeszcze nie wstali, Glenda zajęła się przygotowywaniem swoich nieśmiertelnych naleśników na śniadanie...
... a Marcel zabrał się za sprzątanie w kuchni.
W międzyczasie wstała też Łapa i zjadła swoje psie śniadanko.
Marcel: - Czym nadziałaś te naleśniki? Jabłkiem?
Glenda: - Tak, jabłkiem z dodatkiem cynamonu, przepis mamusi...
Glenda: - Jeszcze tylko posypać troszkę cynamonem z wierzchu i... voila!
Gdy wszyscy już wstali, śniadanie zjedli przed domem.
Henryk: - Doskonałe te naleśniki! Jesteś mistrzynią, córeczko.
Lucky Mama: - Dzieciaki, dziś niedziela, może wybierzemy się na festiwal jesieni, co o tym sądzicie?
Glenda: - Tak, super, pojedźmy!
Marcel: - Nie wiem, o co chodzi, bo nie byłem jeszcze na żadnym festiwalu, ale skoro Glenda chce, to pojedźmy.
Jak powiedzieli, tak zrobili. Cała rodzina zapakowała się do samochodu Lucky Mamy i pojechali do parku. Tylko Łapa została na straży domostwa.
Ewa, Glenda i Henryk wzięli udział w konkursie poławiania jabłek...
... a w tym czasie Marcel skusił się na odwiedziny w domu strachów.
Najlepszym poławiaczem jabłek okazała się oczywiście Lucky Mama, nasza wieczna farciara, a Glendzie, jej pechowej córce, poszło najgorzej.
Później Glenda poszła sobie pomalować twarz, ale facet w namiocie jakoś nie wywiązał się dobrze ze swojego zadania.
Glenda: - No niech to lama opluje! Co on zrobił z moją buźką?
Henryk też poszedł odwiedzić dom strachów.
Lucky Mama natomiast w tym czasie pobawiła się w farmerkę i porozrzucała trochę siana widłami.
Ewa: - W sumie to się zastanawiam, po kiego grzyba to robię... ale i tak jest fajnie.
Kiedy i pan Punkcik skusił się na pomalowanie twarzy, a facet w namiocie wypacykował go w trupią czachę, Ewa uznała, że dosyć tej zabawy.
Lucky Mama: - No nie, Heniu! Ile ty masz lat? Wyglądasz jak jakaś śmierć. Nie przyznaję się do ciebie! Wracamy!
Po powrocie do domu Ewa poszła spać, a Henryk nie odmówił sobie przyjemności zjedzenia loda w rożku - cały czas z wymalowaną twarzą.
Marcel porozpieszczał trochę Łapę. Który pies nie lubi miziania po brzuszku?
Marcel: - Kochana, dobra Łapa! Dzielna psinka, tak odważnie pilnujesz naszego domu.
Łapa: - Hmm... mmii... miii... hmmm...wrrr... (tłumaczenie: Kocham was i dlatego pilnuję. Miziaj, miziaj!).
Glenda spędziła trochę czasu przed snem w wannie.
Glenda: - No, nareszcie się zmyło to paskudztwo z mojej ślicznej buźki.
A potem Marcel wykąpał Łapę.
Marcel: - Będziesz puchata i pachnąca.
Łapa znosiła kąpiel i suszenie ze stoicką cierpliwością.
Potem dom Punkcików pogrążył się we śnie.
Macie tyle. Reszta fotek to już będzie następna relacja. Dosyć... ważna.
JOANNA CHMIELEWSKA - 2.04.1932 - 7.10.2013
MARGIT SANDEMO - 23.04.1924 - 1.09.2018
MACIEJ PAROWSKI - 27.12.1946 - 02.06.2019
MAJA LIDIA KOSSAKOWSKA - 27.02.1972 - 23.05.2022
- Kasim Hazim
- Renciści
- Posty: 2133
- Rejestracja: 14 gru 2013, 23:53
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Szczęśliwe dni Punkcików
Mina Glendy podczas straszenia Fawn wygrała. <3
Fajne zdjęcia z festiwalu. Taki rodzinny wieczór...
Fajne zdjęcia z festiwalu. Taki rodzinny wieczór...
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Szczęśliwe dni Punkcików
Ten autobus jedzie i łamie wszelkie prawa fizyki xD
Redwood City Odczuwam szczególny związek z tym miastem
Boże! Glenda robi przegenialne miny
Gdybym takiego umalowanego Henia zobaczył w środku nocy to zwiewałbym gdzie pieprz rośnie!
Aww, chciałbym takiego psa jak Łapa. W ogóle chciałbym psa
Redwood City Odczuwam szczególny związek z tym miastem
Boże! Glenda robi przegenialne miny
I jeszcze ta mina. LEŻĘ I NIE WSTAJĘ XDDDDDDDDDDDJaką maskotkę ma Uniwersytet Simowy? No nie wiem, ale lama jest zbyt oczywista, stawiam, że to będzie krowa
Gdybym takiego umalowanego Henia zobaczył w środku nocy to zwiewałbym gdzie pieprz rośnie!
Aww, chciałbym takiego psa jak Łapa. W ogóle chciałbym psa
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Szczęśliwe dni Punkcików
Jaka romantyczna scena na huśtawce
Ten autobus trochę dęba stanął czy mi się wydaje? XD
Dobrze, że Glenda ma taką przyjaciółkę jak Fawn, inni to by zwiewali gdzie pieprz rośnie przy tych jej odpałach
http://i.imgur.com/GR5olM3.jpg uwielbiam miny Glendy xD
Biedny Marcel, Glenda się tu chwali swoimi wynikami, a on nic :/
Ale się umalowali na tym festiwalu
Ten autobus trochę dęba stanął czy mi się wydaje? XD
Dobrze, że Glenda ma taką przyjaciółkę jak Fawn, inni to by zwiewali gdzie pieprz rośnie przy tych jej odpałach
http://i.imgur.com/GR5olM3.jpg uwielbiam miny Glendy xD
Biedny Marcel, Glenda się tu chwali swoimi wynikami, a on nic :/
Ale się umalowali na tym festiwalu
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Szczęśliwe dni Punkcików
Nie dałaś mi znać o nowej relacji, buuu. Dopiero teraz się zorientowałem.
Uroczy ten relaks Lucky Mamy i Henryka w ogrodzie. Zakończony pocałunkiem, ładnie to wymyśliłaś.
"Glenda nagle dostała jednego ze swoich odpałów." - haha, za to ją kocham! I ta mina potem, perfekcyjnie uchwycona.
Marcel mógł się bardziej przyłożyć do testów. Pomylić 'dwójkową' krowę z 'trójkową' lamą - nieładnie.
Fan Shakiry na Festiwalu Jesieni. xD
Co jak co, ale Heniowi do twarzy w tym malunku. Fajnie by tak wyglądał na co dzień.
Łapę uwielbiam. Po raz 100. należy się naszej Rai pochwała za stworzenie tak cudownego psiaka. <3
Uroczy ten relaks Lucky Mamy i Henryka w ogrodzie. Zakończony pocałunkiem, ładnie to wymyśliłaś.
"Glenda nagle dostała jednego ze swoich odpałów." - haha, za to ją kocham! I ta mina potem, perfekcyjnie uchwycona.
Marcel mógł się bardziej przyłożyć do testów. Pomylić 'dwójkową' krowę z 'trójkową' lamą - nieładnie.
Fan Shakiry na Festiwalu Jesieni. xD
Co jak co, ale Heniowi do twarzy w tym malunku. Fajnie by tak wyglądał na co dzień.
Łapę uwielbiam. Po raz 100. należy się naszej Rai pochwała za stworzenie tak cudownego psiaka. <3
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Szczęśliwe dni Punkcików
Henio i Lucky Mama to typowi rodzice - najlepiej, żeby córeczka wyszła za jakiegoś zaufanego chłopca z najbliższego otoczenia i mieszkała z nimi do końca życia pod jednym dachem.
Coś czuję, że Marcel nie dostanie się na studia.
Malunek na twarzy Henryka do złudzenia przypomina makijaże z czwórkowego czaszkowego wyzwania.
Nie mogę się zdecydować, czy ten tekst bardziej przywodzi mi na myśl romantyczną, przedwojenną piosenkę, czy Boba Budowniczego.I pięknym czerwonym wozem w zachód słońca cię powiozę...
Coś czuję, że Marcel nie dostanie się na studia.
Malunek na twarzy Henryka do złudzenia przypomina makijaże z czwórkowego czaszkowego wyzwania.
- Kapitan Indra
- Główni Administratorzy
- Scenarzysta
- Konserwator
- Posty: 3285
- Rejestracja: 30 paź 2013, 19:17
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Smutne pożegnanie
Nic nie zapowiadało katastrofy...
Dni płynęły utartym rytmem...
Śniadanie...
...walka z oszalałym żywiołem...
...czasami trzeba było lać wodę na ścianę...
... albo dokonywać uzasadnionej dewastacji czyichś dóbr...
...nocne spacerki z kochaną psiną...
...no, może jednym godnym uwagi zdarzeniem było to, że Łapa się zestarzała...
...po cichutku i bez uprzedzania swoich państwa.
Smutne pożegnanie
Tego dnia Henryk wybrał się na wyjątkowo długi i nudny dyżur w remizie. Miał spędzić tam całą dobę, bo nie tylko odpracowywał swój dyżur, ale jako dobry szef wziął drugi za kolegę, któremu akurat żona rodziła bliźnięta.
Henio nie próżnował. Naprawił wozy strażackie...
... uzupełnił zaległą robotę papierkową...
Henryk, pod nosem: - Uch, jak ja to kocham...
... pościelił wszystkie łóżka w kwaterach noclegowych...
... pograł sam ze sobą w piłkarzyki...
... z nudów nawet zjeżdżał po słupie...
Henryk, pod nosem: - Czuję się jak tancerka w nocnym klubie.
... i obserwował przez teleskop miasto, coby nie przeoczyć żadnego pożaru.
Henryk, pod nosem: - Nie widać żadnego dymu na horyzoncie? No żesz niech to lama opluje, czemu dzisiaj, jak na złość, kiedy musze spędzić tutaj tyle czasu, nic się nie dzieje?
W końcu, zirytowany brakiem zajęcia, zaczął malować obraz, który miał zamiar podarować Lucky Mamie...
...gdy właśnie wtedy rozdzwonił się alarm. Henio szybko wskoczył w ekwipunek strażaka, powiadomił kolegów z siostrzanych jednostek i pobiegł do wozu.
Na sygnale pognał przez uśpione Barnacle Bay...
...i zabrał się do gaszenia potężnego pożaru. Jednak przedtem nie sprawdził dokładnie swojego sprzętu. A inni strażacy nie nadjeżdżali...
W pewnym momencie okazało się, że...
Henryk: - No, na wąs i okulary Willa Wrighta, co jest, przecież mam pełne zbiorniki wody...
Cóż, sprzęt zawiódł, koledzy nadal nie przyjeżdżali, ludzi z płonącego budynku Henio wysłał wcześniej w bezpieczne miejsce, a ognia i duszącego dymu było całkiem sporo... coraz więcej... wszystko poszło z wiatrem na naszego dzielnego Henryka i go poddusiło... Pan Punkcik nie mógł znikąd wezwać pomocy i...
...i w końcu się poddał.
Dopiero wtedy ktoś się pojawił. Ktoś, kto zawsze jest na miejscu, kiedy jakiś Sim (lub jego zwierzak) umiera. Mroczny Kosiarz. Śmierć w kapturze i z kosą.
Mroczny Kosiarz: - Och, Heniu, Heniu... tyle razy umykałeś spod mojej kosy... tyle osób spod niej wyciągnąłeś i w końcu to cię zgubiło i jednak sprowadziło do mnie...
Pojawił się też wreszcie oddział wcześniej wyciągniętych przez Henryka z łóżek strażaków w piżamach (jednego z nich widać w oknie), którzy ugasili pożar do reszty, a potem... musieli zając się mniej miłymi sprawami.
Ewa akurat pracowicie niańczyła dzieciaki sąsiadów i znajomych, gdy zadzwonił jej telefon.
Lucky Mama: - Halo? A, cześć, Niski Janie... co?... Żartujesz! ... Wszechwidzący cię opuścił, czy co? Nie... nie wierzę!
Łapa uniosła pysk znad chrupanej właśnie karmy.
Łapa: - Mm? (tłumaczenie: Co?).
Ewa: - Niemożliwe! Mój Henio... pożar... nie wierzę!
Lucky Mama szybko zakończyła swoje obowiązki służbowe i zawiesiła pracę na czas nieokreślony. Tymczasem zadzwonił drugi kolega Henryka.
Ewa: - Słucham... tak, to ja... jeśli i ty dzwonisz poinformować mnie, że mój mąż zginął w pożarze, to spóźniłeś się, Wiluś! Mam tylko do was prośbę. Skoro to prawda i Henio naprawdę nie żyje, mógłby ktoś przywieźć nam jego prochy? Dziękuję.
Nieświadoma niczego Glenda tymczasem siedziała w pokoju zabaw na dole i czytała najnowszy, ósmy tom przygód Hansa Garncarza p.t. Przeklęte Dziecko...
Usłyszała kroki i oderwała się od lektury...
Glenda: - Mamo? Mamo! Czemu płaczesz?
Lucky Mama: - Glenda... córeczko... twój tatuś... chlip... on... chlip... no nie mogę... Henryk...
Glenda: - Stało mu się coś?
Ewa: - Córeczko... tak... był pożar... gaśnica nawaliła... on... nie żyje...
Po chwili obie płakały, przytulone do siebie...
Ewa: - Teraz zostałyśmy tylko we dwie, córeczko.
Glenda: - Nie tak do końca, mamusiu, jest jeszcze Marcel i Łapa... musimy jakoś dać radę. Biedny tata!
Potem i Glenda przebrała się w strój nieco bardziej stosowny do żałoby.
Glenda: - Tatuś... mój tatuś...
Marcel wrócił od kolegi z klasy, z którym odrabiał lekcje i od razu został przez Glendę poinformowany o smutnej okoliczności.
Glenda: - Marcelku, tata... nie żyje...
Marcel tez zaraz wskoczył w stosowny strój.
A potem Wiluś, Niski Jan oraz Raphael przywieźli urnę z ziemskimi szczątkami Henryka, po czym oddalili się, by rodzina mogła w swym własnym gronie przeżyć żałobę. Co rodzina zaraz uczyniła.
Późną nocą Glenda wyszła przed dom, bo zobaczyła dziwne światełka na niebie.
Glenda: - Hmm... co to może być? Może to tatuś daje nam znak, że jest w niebie?
Glenda: - Nie... to raczej nie tata... Co to, znowu, u licha, jest?
Glenda: - O nie, znowu ci porąbani kosmici!
Glenda: - Au! Zostawcie mnie! Nie nadaję się na obiekt badań! Nie mogę zostawić teraz mamy samej!
Glenda: - Słyszycie, co mówię, wy zielone mutanty? Porozkręcam wam w tym statku, co się da! Podpalę! Rozwalę! Zostawcie mnie, na Wszechwidzącego!
Ale i tak jej nie posłuchali i porwali ją...
Zdołowana śmiercią swego pana Łapa powlokła się do budy...
... i leżała tam, nie mogąc usnąć i myśląc o Henryku, o tym, jak ją zabrał z tego paskudnego psiego schroniska, przyprowadził do Glendy, wyprowadzał na spacer, bawił się z nią, kąpał...
Łapa, do siebie, zrezygnowana: - Miii...
I wtedy właśnie kosmici odwieźli Glendę.
Oboje z Marcelem jakiś czas potem siedzieli na huśtawce i rozmawiali po cichu, żeby nie przeszkadzać Lucky Mamie, która zamknęła się w sypialni i tam popłakiwała cicho, oglądając zdjęcia.
Glenda: - To się nam porobiło, Marcelku, prawda? Jak my teraz sobie bez taty poradzimy? Jak będziemy bez niego, kochanego, żyć?
Marcel: - Znałem go krótko, ale był w porządku... lubiłem go... ech...
Glenda poszła nakarmić kury.
Glenda: - Macie, kurki, smacznego... mój tatuś już nigdy was nie nakarmi...
Na te słowa z kurnika wysunęła dziób zaciekawiona Henrietta, Pierwsza Kwoka Kurnika.
Henrietta: - Glenda, ko... ko... kochana, co ty mówisz? Dlaczego pan Henryk niby nigdy już nas nie nakarmi?
Glenda: - Henrietto... bo tata dzisiaj... umarł...
Henrietta: - Jak to... to... nie wierzę, ko... ko... kochana.
Wtedy, jak na złość, obok swej pierwszej żony przepchnął się Karol.
Karol: - Co to za ko... ko... kosmiczne hałasy? Spać nie dajecie porządnemu ko... ko... kogutowi! Zamknijcie się wreszcie!
Nasza dzielna pieguska tego już nie wytrzymała.
Glenda: - To ty się zamknij, ty wredna, paskudna kupo pierza! Ani się obejrzysz, jak mama zrobi z ciebie rosół! Mój ojciec nie żyje i mam prawo do żałoby!
Karol jednak na tym nie poprzestał. Dalej wygadywał swoje złośliwostki.
Karol: - No i dobrze, że nie żyje! Sko... ko... kończy wreszcie tupać na tej bieżni i latać po moim podwórku nocami, i burzyć mój sen, bo przecież wstaję codziennie o piątej rano, żeby zapiać!
Glenda: - Ożeż ty chamie pierzasty! Tego ci nie daruję! Pióra powyrywam! Łeb ukręcę!
Po czym konkursowo się z tym obmierzłym ptaszyskiem pobiła. Aż pióra (dosłownie) latały.
Ze starcia wyszła zwycięsko. Pokonany (i nieco oskubany) Karol prędko umknął do kurnika.
Glenda: - No! Masz za swoje!
Chwilę później spokojnie kontynuowała lekturę Hansa Garncarza...
... a biedna Ewunia na górze spała samotnie w swoim łóżku, śniąc o szczęśliwych dniach z Henrykiem.
Mała uwaga: Pisząc tę relację słuchałam tego: Ken Miller - Distressed
Dni płynęły utartym rytmem...
Śniadanie...
...walka z oszalałym żywiołem...
...czasami trzeba było lać wodę na ścianę...
... albo dokonywać uzasadnionej dewastacji czyichś dóbr...
...nocne spacerki z kochaną psiną...
...no, może jednym godnym uwagi zdarzeniem było to, że Łapa się zestarzała...
...po cichutku i bez uprzedzania swoich państwa.
Smutne pożegnanie
Tego dnia Henryk wybrał się na wyjątkowo długi i nudny dyżur w remizie. Miał spędzić tam całą dobę, bo nie tylko odpracowywał swój dyżur, ale jako dobry szef wziął drugi za kolegę, któremu akurat żona rodziła bliźnięta.
Henio nie próżnował. Naprawił wozy strażackie...
... uzupełnił zaległą robotę papierkową...
Henryk, pod nosem: - Uch, jak ja to kocham...
... pościelił wszystkie łóżka w kwaterach noclegowych...
... pograł sam ze sobą w piłkarzyki...
... z nudów nawet zjeżdżał po słupie...
Henryk, pod nosem: - Czuję się jak tancerka w nocnym klubie.
... i obserwował przez teleskop miasto, coby nie przeoczyć żadnego pożaru.
Henryk, pod nosem: - Nie widać żadnego dymu na horyzoncie? No żesz niech to lama opluje, czemu dzisiaj, jak na złość, kiedy musze spędzić tutaj tyle czasu, nic się nie dzieje?
W końcu, zirytowany brakiem zajęcia, zaczął malować obraz, który miał zamiar podarować Lucky Mamie...
...gdy właśnie wtedy rozdzwonił się alarm. Henio szybko wskoczył w ekwipunek strażaka, powiadomił kolegów z siostrzanych jednostek i pobiegł do wozu.
Na sygnale pognał przez uśpione Barnacle Bay...
...i zabrał się do gaszenia potężnego pożaru. Jednak przedtem nie sprawdził dokładnie swojego sprzętu. A inni strażacy nie nadjeżdżali...
W pewnym momencie okazało się, że...
Henryk: - No, na wąs i okulary Willa Wrighta, co jest, przecież mam pełne zbiorniki wody...
Cóż, sprzęt zawiódł, koledzy nadal nie przyjeżdżali, ludzi z płonącego budynku Henio wysłał wcześniej w bezpieczne miejsce, a ognia i duszącego dymu było całkiem sporo... coraz więcej... wszystko poszło z wiatrem na naszego dzielnego Henryka i go poddusiło... Pan Punkcik nie mógł znikąd wezwać pomocy i...
...i w końcu się poddał.
Dopiero wtedy ktoś się pojawił. Ktoś, kto zawsze jest na miejscu, kiedy jakiś Sim (lub jego zwierzak) umiera. Mroczny Kosiarz. Śmierć w kapturze i z kosą.
Mroczny Kosiarz: - Och, Heniu, Heniu... tyle razy umykałeś spod mojej kosy... tyle osób spod niej wyciągnąłeś i w końcu to cię zgubiło i jednak sprowadziło do mnie...
Pojawił się też wreszcie oddział wcześniej wyciągniętych przez Henryka z łóżek strażaków w piżamach (jednego z nich widać w oknie), którzy ugasili pożar do reszty, a potem... musieli zając się mniej miłymi sprawami.
Ewa akurat pracowicie niańczyła dzieciaki sąsiadów i znajomych, gdy zadzwonił jej telefon.
Lucky Mama: - Halo? A, cześć, Niski Janie... co?... Żartujesz! ... Wszechwidzący cię opuścił, czy co? Nie... nie wierzę!
Łapa uniosła pysk znad chrupanej właśnie karmy.
Łapa: - Mm? (tłumaczenie: Co?).
Ewa: - Niemożliwe! Mój Henio... pożar... nie wierzę!
Lucky Mama szybko zakończyła swoje obowiązki służbowe i zawiesiła pracę na czas nieokreślony. Tymczasem zadzwonił drugi kolega Henryka.
Ewa: - Słucham... tak, to ja... jeśli i ty dzwonisz poinformować mnie, że mój mąż zginął w pożarze, to spóźniłeś się, Wiluś! Mam tylko do was prośbę. Skoro to prawda i Henio naprawdę nie żyje, mógłby ktoś przywieźć nam jego prochy? Dziękuję.
Nieświadoma niczego Glenda tymczasem siedziała w pokoju zabaw na dole i czytała najnowszy, ósmy tom przygód Hansa Garncarza p.t. Przeklęte Dziecko...
Usłyszała kroki i oderwała się od lektury...
Glenda: - Mamo? Mamo! Czemu płaczesz?
Lucky Mama: - Glenda... córeczko... twój tatuś... chlip... on... chlip... no nie mogę... Henryk...
Glenda: - Stało mu się coś?
Ewa: - Córeczko... tak... był pożar... gaśnica nawaliła... on... nie żyje...
Po chwili obie płakały, przytulone do siebie...
Ewa: - Teraz zostałyśmy tylko we dwie, córeczko.
Glenda: - Nie tak do końca, mamusiu, jest jeszcze Marcel i Łapa... musimy jakoś dać radę. Biedny tata!
Potem i Glenda przebrała się w strój nieco bardziej stosowny do żałoby.
Glenda: - Tatuś... mój tatuś...
Marcel wrócił od kolegi z klasy, z którym odrabiał lekcje i od razu został przez Glendę poinformowany o smutnej okoliczności.
Glenda: - Marcelku, tata... nie żyje...
Marcel tez zaraz wskoczył w stosowny strój.
A potem Wiluś, Niski Jan oraz Raphael przywieźli urnę z ziemskimi szczątkami Henryka, po czym oddalili się, by rodzina mogła w swym własnym gronie przeżyć żałobę. Co rodzina zaraz uczyniła.
Późną nocą Glenda wyszła przed dom, bo zobaczyła dziwne światełka na niebie.
Glenda: - Hmm... co to może być? Może to tatuś daje nam znak, że jest w niebie?
Glenda: - Nie... to raczej nie tata... Co to, znowu, u licha, jest?
Glenda: - O nie, znowu ci porąbani kosmici!
Glenda: - Au! Zostawcie mnie! Nie nadaję się na obiekt badań! Nie mogę zostawić teraz mamy samej!
Glenda: - Słyszycie, co mówię, wy zielone mutanty? Porozkręcam wam w tym statku, co się da! Podpalę! Rozwalę! Zostawcie mnie, na Wszechwidzącego!
Ale i tak jej nie posłuchali i porwali ją...
Zdołowana śmiercią swego pana Łapa powlokła się do budy...
... i leżała tam, nie mogąc usnąć i myśląc o Henryku, o tym, jak ją zabrał z tego paskudnego psiego schroniska, przyprowadził do Glendy, wyprowadzał na spacer, bawił się z nią, kąpał...
Łapa, do siebie, zrezygnowana: - Miii...
I wtedy właśnie kosmici odwieźli Glendę.
Oboje z Marcelem jakiś czas potem siedzieli na huśtawce i rozmawiali po cichu, żeby nie przeszkadzać Lucky Mamie, która zamknęła się w sypialni i tam popłakiwała cicho, oglądając zdjęcia.
Glenda: - To się nam porobiło, Marcelku, prawda? Jak my teraz sobie bez taty poradzimy? Jak będziemy bez niego, kochanego, żyć?
Marcel: - Znałem go krótko, ale był w porządku... lubiłem go... ech...
Glenda poszła nakarmić kury.
Glenda: - Macie, kurki, smacznego... mój tatuś już nigdy was nie nakarmi...
Na te słowa z kurnika wysunęła dziób zaciekawiona Henrietta, Pierwsza Kwoka Kurnika.
Henrietta: - Glenda, ko... ko... kochana, co ty mówisz? Dlaczego pan Henryk niby nigdy już nas nie nakarmi?
Glenda: - Henrietto... bo tata dzisiaj... umarł...
Henrietta: - Jak to... to... nie wierzę, ko... ko... kochana.
Wtedy, jak na złość, obok swej pierwszej żony przepchnął się Karol.
Karol: - Co to za ko... ko... kosmiczne hałasy? Spać nie dajecie porządnemu ko... ko... kogutowi! Zamknijcie się wreszcie!
Nasza dzielna pieguska tego już nie wytrzymała.
Glenda: - To ty się zamknij, ty wredna, paskudna kupo pierza! Ani się obejrzysz, jak mama zrobi z ciebie rosół! Mój ojciec nie żyje i mam prawo do żałoby!
Karol jednak na tym nie poprzestał. Dalej wygadywał swoje złośliwostki.
Karol: - No i dobrze, że nie żyje! Sko... ko... kończy wreszcie tupać na tej bieżni i latać po moim podwórku nocami, i burzyć mój sen, bo przecież wstaję codziennie o piątej rano, żeby zapiać!
Glenda: - Ożeż ty chamie pierzasty! Tego ci nie daruję! Pióra powyrywam! Łeb ukręcę!
Po czym konkursowo się z tym obmierzłym ptaszyskiem pobiła. Aż pióra (dosłownie) latały.
Ze starcia wyszła zwycięsko. Pokonany (i nieco oskubany) Karol prędko umknął do kurnika.
Glenda: - No! Masz za swoje!
Chwilę później spokojnie kontynuowała lekturę Hansa Garncarza...
... a biedna Ewunia na górze spała samotnie w swoim łóżku, śniąc o szczęśliwych dniach z Henrykiem.
Mała uwaga: Pisząc tę relację słuchałam tego: Ken Miller - Distressed
JOANNA CHMIELEWSKA - 2.04.1932 - 7.10.2013
MARGIT SANDEMO - 23.04.1924 - 1.09.2018
MACIEJ PAROWSKI - 27.12.1946 - 02.06.2019
MAJA LIDIA KOSSAKOWSKA - 27.02.1972 - 23.05.2022
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Smutne pożegnanie
O, nowa relacja na miłe zakończenie dnia.
Henryk zawsze mi imponował jako strażak, ale z tym laniem wody na ścianę przez drewniane ogrodzenie mnie rozwalił, haha.
Szkoda chłopa, ale przynajmniej umarł robiąc to, co kocha. Świetnie to przedstawiłaś - opisy, zdjęcia - naprawdę łezka się w oku zakręciła.
Znany czarodziej Hans Garncarz... Właśnie, miałaś już okazję czytać tego nowego "Pottera"? Coś pamiętam, że w święta planowałaś. I jak wrażenia?
Glenda i te jej miny, hah. Nawet > ta, spowodowana smutnymi wydarzeniami, wywołuje u mnie uśmiech. Mistrzyni min. <3
Rozmowa z Henriettą, uśmiałem się - nie dlatego, że Henryk już jej, i jej koleżanek, nigdy nie nakarmi. Rozbawił mnie fakt, że Glenda rozmawia z kurą.
Karol jaki cham, nie kurczak! Należało mu się przetrzepanie skrzydełek za takie odzywki.
A ci kosmici też... Zawsze w nieodpowiednim momencie.
Na przedostatnim Glenda skojarzyła mi się z wizytą w pokoju zwierzeń w moim "Sim Brotherze". Taki fotel byłby nawet fajny do którejś edycji.
Pozdrawiam i dzięki za kolejną dawkę z życia Punkcików.
Henryk zawsze mi imponował jako strażak, ale z tym laniem wody na ścianę przez drewniane ogrodzenie mnie rozwalił, haha.
Szkoda chłopa, ale przynajmniej umarł robiąc to, co kocha. Świetnie to przedstawiłaś - opisy, zdjęcia - naprawdę łezka się w oku zakręciła.
Znany czarodziej Hans Garncarz... Właśnie, miałaś już okazję czytać tego nowego "Pottera"? Coś pamiętam, że w święta planowałaś. I jak wrażenia?
Glenda i te jej miny, hah. Nawet > ta, spowodowana smutnymi wydarzeniami, wywołuje u mnie uśmiech. Mistrzyni min. <3
Rozmowa z Henriettą, uśmiałem się - nie dlatego, że Henryk już jej, i jej koleżanek, nigdy nie nakarmi. Rozbawił mnie fakt, że Glenda rozmawia z kurą.
Karol jaki cham, nie kurczak! Należało mu się przetrzepanie skrzydełek za takie odzywki.
A ci kosmici też... Zawsze w nieodpowiednim momencie.
Na przedostatnim Glenda skojarzyła mi się z wizytą w pokoju zwierzeń w moim "Sim Brotherze". Taki fotel byłby nawet fajny do którejś edycji.
Kawałek z "Agenta"? Nie no, moja droga, nie dołuj się taką muzyką! Jest to jakieś upamiętnienie Henryka, i podejrzewam, że właśnie dzięki temu utworowi tak ciekawie przedstawiłaś jego śmierć w tej relacji, ale od słuchania dreszczy można dostać. Nie w takim okresie!Kapitan Indra pisze:Pisząc tę relację słuchałam tego: Ken Miller - Distressed
Pozdrawiam i dzięki za kolejną dawkę z życia Punkcików.
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Smutne pożegnanie
Nie uzywasz poradnika na eliminację świecenia się ubrań i obiektów? Nie wiem dlaczego ale telefon o śmierci nasunął mi na myśl Sześć Stóp pod ziemią, czyżbyś oglądała?
I dlaczego nie uciekał, przeciez otwarta przestrzeń była, jakby chciał to by uciekł
I dlaczego nie uciekał, przeciez otwarta przestrzeń była, jakby chciał to by uciekł
Sky Fits Heaven
- Kapitan Indra
- Główni Administratorzy
- Scenarzysta
- Konserwator
- Posty: 3285
- Rejestracja: 30 paź 2013, 19:17
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Smutne pożegnanie
Nie używam poradnika, jak zauważyłaś, bo po prostu dla mnie to zbędne, nie lubię grzebania w plikach gry, jest pełnia, to jest, rzadko robię wtedy zdjęcia, a akurat musiałam...Shattered pisze:Nie uzywasz poradnika na eliminację świecenia się ubrań i obiektów? Nie wiem dlaczego ale telefon o śmierci nasunął mi na myśl Sześć Stóp pod ziemią, czyżbyś oglądała?
I dlaczego nie uciekał, przeciez otwarta przestrzeń była, jakby chciał to by uciekł
Sześć Stóp Pod Ziemią - nie oglądałam i nie mam zamiaru. Po prostu koledzy zadzwonili do Ewy ze smutną wiadomością, ktoś musiał to zrobić.
A Henio nie uciekał... spróbuj uciekać podduszona dymem... napisałam przecież, że cały duszący dym poszedł w niego. No i poza tym był w szoku, że gaśnica nawaliła, więc nie mógł się ruszyć.
JOANNA CHMIELEWSKA - 2.04.1932 - 7.10.2013
MARGIT SANDEMO - 23.04.1924 - 1.09.2018
MACIEJ PAROWSKI - 27.12.1946 - 02.06.2019
MAJA LIDIA KOSSAKOWSKA - 27.02.1972 - 23.05.2022
- Kasim Hazim
- Renciści
- Posty: 2133
- Rejestracja: 14 gru 2013, 23:53
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Smutne pożegnanie
Ojej, biedny Henryk . Szkoda mi Glendy i Ewy...
Nic dziwnego, że potem pobiła się z Karolem, miała prawo, choć to tylko wredny kurczak.
Strasznie spodobało mi się zdjęcie Glendy i Marcela na huśtawce... Klimatyczne.
Muzyka, którą słuchałaś pisząc relację - idealnie oddaje atmosferę relacji.
Nic dziwnego, że potem pobiła się z Karolem, miała prawo, choć to tylko wredny kurczak.
Strasznie spodobało mi się zdjęcie Glendy i Marcela na huśtawce... Klimatyczne.
Muzyka, którą słuchałaś pisząc relację - idealnie oddaje atmosferę relacji.
- Stara-Raszpla
- Posty: 958
- Rejestracja: 15 gru 2013, 0:00
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Smutne pożegnanie
szkoda Glenda zostala polsierota w tak mlodym wieku... .
Na forum od: 18.04.2007
--------------------------
Mój sprzęt:
MacBook Pro 16" Retina. i7 2.6GHz/32GB/1TB/AMD Radeon Pro 5500M
oraz stacjonarka:
Intel i7-10700K 3.80Ghz | 32 GB | 1TB | GF 2080Ti
Moj simblr:
https://stararaszpla.tumblr.com
--------------------------
Mój sprzęt:
MacBook Pro 16" Retina. i7 2.6GHz/32GB/1TB/AMD Radeon Pro 5500M
oraz stacjonarka:
Intel i7-10700K 3.80Ghz | 32 GB | 1TB | GF 2080Ti
Moj simblr:
https://stararaszpla.tumblr.com
- Kapitan Indra
- Główni Administratorzy
- Scenarzysta
- Konserwator
- Posty: 3285
- Rejestracja: 30 paź 2013, 19:17
Rodzina Punkcik-Landgraab - Smutne pożegnanie
Siedząc dzisiaj sobie przed komputerem postanowiłam pobawić się trochę liczbami. No i dane statystyczne rodzinki Landgraab na dzień dzisiejszy wyglądają tak:
JOANNA CHMIELEWSKA - 2.04.1932 - 7.10.2013
MARGIT SANDEMO - 23.04.1924 - 1.09.2018
MACIEJ PAROWSKI - 27.12.1946 - 02.06.2019
MAJA LIDIA KOSSAKOWSKA - 27.02.1972 - 23.05.2022
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Smutne pożegnanie
Kurczę, czytałam notkę wrześniową, ale nie skomentowałam. Teraz sobie odświeżę i przeczytam jeszcze raz.
Podoba mi się rozmowa Mamy z Henrykiem na huśtawkach. Ich wspominki o Glendzie. Mają rację.
Fawn to w ogóle taka mroczna trochę jest.
Rany, Glenda wygląda... Przerażająco. X_x Byłabym rozhisteryzowana i bym uciekła, jakby tak na mnie naskoczyła, haha.
"I pięknym czerwonym wozem w zachód słońca cię powiozę" - hahaha, Henryk powinien iść do Disco Star na Polo TV XDD
Nie pamiętam, czy pisałam, kocham ten namiot.
Do stypendium trzeba wiedzieć, jaka jest maskotka uniwersytetu, haha. Żeby to było takie proste!
Łapcia.
Co im przyszło do głowy spać w takie zimno w namiocie...
Super zdjęcia z festiwalu. Haha, nie wiem czy lepszy malunek na twarzy Glendy, czy Henryka. Henryk upiornie naprawdę ogląda, szczególnie, że ma ciemną karnację.
Lanie wody na ścianę przez płot w wykonaniu Henryka - taaak. I jako tancerka nieźle wygląda - jest naprawdę seksowny. Szkoda, że tak nagle odszedł... Biedna Lucky Mama.
Hans Garncarz i Przeklęte dziecko, hehehe.
Ewunia zdążyła się przebrać w czarne wdzianko nim zawiadomiła córkę o śmierci ojca - no nieźle!
Rodzina w żałobie, a tu przylatują kosmici, no nieźle. Mają wyczucie!
Śmieszna rozmowa z kurą, nie ma co, haha. I jaka bitwa. XD
Świetne relacje jak zawsze, Indruś. Jestem ciekawa, jak dalej będą sobie radzić Ewa, Glenda i Marcel (no i Łapa) bez Henryka!
Fajne podsumowanie też dziś dałaś. Wow, ekstra... Ale się narobiło tych Simów w Twojej rodzinie!
Podoba mi się rozmowa Mamy z Henrykiem na huśtawkach. Ich wspominki o Glendzie. Mają rację.
Fawn to w ogóle taka mroczna trochę jest.
Rany, Glenda wygląda... Przerażająco. X_x Byłabym rozhisteryzowana i bym uciekła, jakby tak na mnie naskoczyła, haha.
"I pięknym czerwonym wozem w zachód słońca cię powiozę" - hahaha, Henryk powinien iść do Disco Star na Polo TV XDD
Nie pamiętam, czy pisałam, kocham ten namiot.
Do stypendium trzeba wiedzieć, jaka jest maskotka uniwersytetu, haha. Żeby to było takie proste!
Łapcia.
Co im przyszło do głowy spać w takie zimno w namiocie...
Super zdjęcia z festiwalu. Haha, nie wiem czy lepszy malunek na twarzy Glendy, czy Henryka. Henryk upiornie naprawdę ogląda, szczególnie, że ma ciemną karnację.
Lanie wody na ścianę przez płot w wykonaniu Henryka - taaak. I jako tancerka nieźle wygląda - jest naprawdę seksowny. Szkoda, że tak nagle odszedł... Biedna Lucky Mama.
Hans Garncarz i Przeklęte dziecko, hehehe.
Ewunia zdążyła się przebrać w czarne wdzianko nim zawiadomiła córkę o śmierci ojca - no nieźle!
Rodzina w żałobie, a tu przylatują kosmici, no nieźle. Mają wyczucie!
Śmieszna rozmowa z kurą, nie ma co, haha. I jaka bitwa. XD
Świetne relacje jak zawsze, Indruś. Jestem ciekawa, jak dalej będą sobie radzić Ewa, Glenda i Marcel (no i Łapa) bez Henryka!
Fajne podsumowanie też dziś dałaś. Wow, ekstra... Ale się narobiło tych Simów w Twojej rodzinie!
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Smutne pożegnanie
Że co? Indra (nareszcie) uśmierciła Henryka?
No ale wróćmy do poprzedniej relacji, bo jej też nie zdążyłam skomentować, tylko sobie beztrosko siupnęłam za granicę
Wspomnienia Ewy i Henryka - jakież to urocze, oni oboje są słodcy...
Ten autobus jedzie prawie pionowo
Glenda czasami potrafi być przerażająca - to strasznie Fawn...
Swoją drogą fajnie wystylizowałaś Fawn. Na czarno-biało
Filmik o dojeniu lam?
Namiot super, taki typowo Glendowy.
Kocham te miny przy rozwiązywaniu studenckiego testu. Ale zadania testowe mieli prościutkie... tylko że Marcel się wyłożył na nich, bo niby skąd ma wiedzieć takie rzeczy? On najwięcej wie o szmatkach, trocinach i innych wypełnieniach
Chwaląc się wynikami testu pokazała Marcelowi rysunek gnoma
No wreszcie Łapa zdążyła na trawę a nie na chodnik.
Podobało mi się, jak rodzina spędza czas na festiwalu. Wiedziałam, że Ewa wygra ten konkurs poławiania jabłek, a Glenda go przegra.
Te malunki na twarzach - Henio wypacykowany w trupią czachę wygląda groźnie.
Relacja druga - lanie wody na ścianę przez płot
Biedna Łapa, postarzała się... ale nie zmieniła się jakoś specjalnie.
Jaki z tego Henia pracuś - wysprzątał pół remizy, odwalił robotę papierkową, pograł w piłkarzyki, nawet obraz zaczął malować...
Ale zaraz... myślałam, że spłonie, a on udusił się od dymu... no ale to Twoja historia w końcu.
Mroczny Kosiarz jak zwykle, pierwszy na miejscu wypadku.
Biedna Ewunia, odbierając ten telefon pewnie myślała, że to kolejna propozycja kupna Łysego Szajstwa albo Włochatego Bajera a tu nie, mąż jej umarł...
Hans Garncarz i Przeklęte dziecko
Ładne mają stroje żałobne.
No to teraz ciekawe, jak sobie rodzina poradzi bez Henia.
No i oczywiście, jak nie urok to... najazd kosmitów. Że też musieli w takiej chwili Glendę porwać.
Ale dobrze, że te "zielone mutanty" ją oddały. Ewa by nie zniosła jeszcze utraty córki.
Rozmowa z Henriettą i bitwa z Karolem na rozładowanie napięcia. Ten kogut już kiedyś wkurzał Henryka, jeśli dobrze pamiętam.
Czekam, co w nowym roku wymyślisz.
A podsumowanie statystyczne fajnie Ci wyszło, Ciotka, niezły pomysł na wykorzystanie Glendowej twarzy ze słynną miną jako tła
Ale się rozpisałam...
No ale wróćmy do poprzedniej relacji, bo jej też nie zdążyłam skomentować, tylko sobie beztrosko siupnęłam za granicę
Wspomnienia Ewy i Henryka - jakież to urocze, oni oboje są słodcy...
Ten autobus jedzie prawie pionowo
No to pięknie się panienka uczy... Gra w statki na lekcji (mówi to osoba, która pewnie nigdy tego nie robiła ).Glenda: - No to obie leżymy i dostaniemy pały jak stąd do Redwood City... ja na tamtej lekcji grałam z Marcelem w statki, bo też nic nie kumałam. Myślałam, że doczytam potem w książce na spokojnie.
Glenda czasami potrafi być przerażająca - to strasznie Fawn...
Swoją drogą fajnie wystylizowałaś Fawn. Na czarno-biało
Filmik o dojeniu lam?
Super improwizacja! Henio powinien zawodowo śpiewać, a nie gasić jakieś tam pożary.Henio, nucąc pod nosem: - I pięknym czerwonym wozem w zachód słońca cię powiozę... na na na...
Namiot super, taki typowo Glendowy.
Kocham te miny przy rozwiązywaniu studenckiego testu. Ale zadania testowe mieli prościutkie... tylko że Marcel się wyłożył na nich, bo niby skąd ma wiedzieć takie rzeczy? On najwięcej wie o szmatkach, trocinach i innych wypełnieniach
Chwaląc się wynikami testu pokazała Marcelowi rysunek gnoma
No wreszcie Łapa zdążyła na trawę a nie na chodnik.
Podobało mi się, jak rodzina spędza czas na festiwalu. Wiedziałam, że Ewa wygra ten konkurs poławiania jabłek, a Glenda go przegra.
Te malunki na twarzach - Henio wypacykowany w trupią czachę wygląda groźnie.
Relacja druga - lanie wody na ścianę przez płot
Biedna Łapa, postarzała się... ale nie zmieniła się jakoś specjalnie.
Jaki z tego Henia pracuś - wysprzątał pół remizy, odwalił robotę papierkową, pograł w piłkarzyki, nawet obraz zaczął malować...
Dobre!Henryk, pod nosem: - Czuję się jak tancerka w nocnym klubie.
No i sobie wykrakał...Henryk, pod nosem: - Nie widać żadnego dymu na horyzoncie? No żesz niech to lama opluje, czemu dzisiaj, jak na złość, kiedy muszę spędzić tutaj tyle czasu, nic się nie dzieje?
Ale zaraz... myślałam, że spłonie, a on udusił się od dymu... no ale to Twoja historia w końcu.
Mroczny Kosiarz jak zwykle, pierwszy na miejscu wypadku.
Biedna Ewunia, odbierając ten telefon pewnie myślała, że to kolejna propozycja kupna Łysego Szajstwa albo Włochatego Bajera a tu nie, mąż jej umarł...
Hans Garncarz i Przeklęte dziecko
Ładne mają stroje żałobne.
No to teraz ciekawe, jak sobie rodzina poradzi bez Henia.
No i oczywiście, jak nie urok to... najazd kosmitów. Że też musieli w takiej chwili Glendę porwać.
Nie wątpię, że to zrobiła. Nie byłaby Glendą inaczej.Glenda: - Słyszycie, co mówię, wy zielone mutanty? Porozkręcam wam w tym statku, co się da! Podpalę! Rozwalę! Zostawcie mnie, na Wszechwidzącego!
Ale dobrze, że te "zielone mutanty" ją oddały. Ewa by nie zniosła jeszcze utraty córki.
Rozmowa z Henriettą i bitwa z Karolem na rozładowanie napięcia. Ten kogut już kiedyś wkurzał Henryka, jeśli dobrze pamiętam.
Czekam, co w nowym roku wymyślisz.
A podsumowanie statystyczne fajnie Ci wyszło, Ciotka, niezły pomysł na wykorzystanie Glendowej twarzy ze słynną miną jako tła
Ale się rozpisałam...
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Smutne pożegnanie
Lanie wody na ścianę XDDDDD Biedny Henryk, co on się ma z tymi pożarami w trójce, że nawet ściany się podpalają.
Ooo, Łapa już stara... Ale nadal piękna psina
Ja też myślałam, że Henryk się spali, a tu udusił się od dymu... Rany, naprawdę świenie to napisałaś, aż mi się go szkoda zrobiło Biedny Henryk, biedna Ewa, że straciła męża.
Miny Glendy jak zwykle rozwalają, nawet, gdy mowa o rzeczach smutnych xD
Co ci kosmici, dobrą porę sobie wybrali xD Szkoda że Simki nie mogą od nich zaciążyć
Rozmowa z kurami XDDDDD Bardzo w stylu Glendy.
I fajne podsumowanie Widzę, że też lubisz grać wampirami xD
Ooo, Łapa już stara... Ale nadal piękna psina
Ja też myślałam, że Henryk się spali, a tu udusił się od dymu... Rany, naprawdę świenie to napisałaś, aż mi się go szkoda zrobiło Biedny Henryk, biedna Ewa, że straciła męża.
Miny Glendy jak zwykle rozwalają, nawet, gdy mowa o rzeczach smutnych xD
Co ci kosmici, dobrą porę sobie wybrali xD Szkoda że Simki nie mogą od nich zaciążyć
Rozmowa z kurami XDDDDD Bardzo w stylu Glendy.
I fajne podsumowanie Widzę, że też lubisz grać wampirami xD
Re: Rodzina Punkcik-Landgraab - Smutne pożegnanie
Bardzo szybko nadrobiłam te 15 stron i powiem krótko - Glenda jest genialna! Bardzo ciekawa i wyjątkowa simka. Ma też bardzo interesujących rodziców, zwłaszcza polubiłam Henryka i zrobiło mi się smutno, gdy umarł Ciekawe jak dalej potoczą się losy Punkcików, czy Glenda pójdzie na studia, co z jej związkiem z Marcelem i czy Lucky Mama jakoś ułoży sobie życie po śmierci Henryka
Po drzewie genealogicznym widzę, że masz ogromną rodzinkę. Szacun, ja nigdy nie dochodziłam dalej niż do drugiego pokolenia
Po drzewie genealogicznym widzę, że masz ogromną rodzinkę. Szacun, ja nigdy nie dochodziłam dalej niż do drugiego pokolenia
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości